W okresie Święta Zmarłych, Paweł Knast wspomina swojego kolegę, znanego wielu witkowianom, Dariusza Roemera, którego losy zbiegły się również z historią autora powyższych wspomnień, a także kilku innych zasłużonych mieszkańców Witkowa.
Dariusz (Darciu) Roemer, urodził się 19. grudnia 1938r, zmarł 30 grudnia 2015r. Został pochowany w rodzinnym grobowcu, na cmentarzu w Witkowie przy ul. Cmentarnej. Jego rodzice, Bolesław Roemer i Henryka zd. Bartz, prowadzili sklep kolonialny, w domu przy ul. Poznańskiej nr.13. Dom ten w 1922r, kupiła wdowa Joanna Roemer zd. Miłowska od Samuela Mielżyńskiego i ona w 1936r, ustanowiła swego w/w syna Bolesława, uniwersalnym spadkobiercą, tego domu i wyposażenia. Dom ten i prowadzony sklep kolonialny, uwzględniając niepełnosprawność Bolesława, był ich jedynym źródłem utrzymania. Po wojnie, w ramach przymusowej gospodarki lokalami, ówczesne lokalne władze miejskie, partyjne oraz Gminnej Spółdzielni, chciały (wg.relacji Dariusza) likwidując tzw. inicjatywę prywatną, przejąć ten sklep i pozbawić ich skromnej egzystencji. Stanowczy sprzeciw i opór rodziców Dariusza oraz pomoc prawna, zmusiły władze do częściowego ustępstwa. Jednak fakt i okoliczności tego zdarzenia, wywarły na Dariuszu ogromny wpływ. Do Szkoły Powszechnej w Witkowie, uczęszczaliśmy razem od 1945-1952r. Naszymi wspaniałymi wychowawcami-nauczycielami byli niezapomniani państwo Balińscy oraz pan Stasiewski i Garstka.
Dariusza zapamiętałem jako zdolnego, pracowitego ucznia, pomagającego innym. Był dobrym, grzecznym, wesołym i bardzo wrażliwym kolegą. Należał do zuchów, a potem harcerzy, chętnie zdobywał sprawności, których oznaczenia przyszywano na rękawy bluz harcerskich, miał ich dużo. Zbiórki były w „harcówce” (budynek dawnej szkoły, na rogu ul. Czerniejewskiej i ul. J. Pawła II), skąd zaczynaliśmy tzw. podchody i ćwiczenia sprawnościowe. Sport w naszych skromnych warunkach, to piłka nożna, z początku szmacianka, a potem pompowana z dętką w środku, sznurowana, niestety droga i często psująca się. Ponadto graliśmy „w klipę” i „w palanta”, także bawiliśmy się „w zośkę” i przy użyciu niemieckich monet graliśmy „w piki”. Prawie wszyscy, w tym także Dariusz, byliśmy ministrantami. Opiekunką ministrantów była pani Irena Kujawska, nauczycielka tutejszej szkoły powszechnej. Uczyła nas ministrantury w języku łacińskim, czynności i zachowań w obrzędach liturgicznych, spotkania odbywały się w dawnym Domu Katolickim. Inna naszą pasją, oprócz obowiązujących lektur, było czytanie książek, wypożyczanych z tutejszej biblioteki lub wymienianych wzajemnie książek własnych, głównie o tematyce historycznej i podróżniczej. W tej dziedzinie najbardziej oczytany był Dariusz, który dzielił się informacjami, na częstych spotkaniach u Mariana Szadego, gdzie pomagaliśmy sobie, odrabiać lekcje. W klasach szkolnych w okresie powojennym, były dzieci o dużej różnicy wieku, często kilku lat, i różnym stopniu rozwoju fizycznego. Jako grupa najmłodszych, postanowiliśmy się zorganizować w obronie przed starszymi, silniejszymi uczniami. W większości, nasi rodzice byli rzemieślnikami lub sklepikarzami i traktowani byli jako wróg systemu komunistycznego – inicjatywa prywatna. Dariusz, który przeżył próbę przejęcia sklepu rodziców, zaproponował zorganizowanie grupy pod skrótem „RIP” (ruch inicjatywy prywatnej), która ostatecznie przyjęła nazwę „Armia Małych” („Armia Młodych”). Było nas ośmiu 13-14 letnich, chłopców, uczniów siódmej tj. ostatniej klasy szkoły powszechnej. Nie podjęliśmy żadnych szkodliwych działań, a w środowisku dzieci nasze istnienie zostało łatwo ujawnione i wykorzystane politycznie (prawdopodobnie przez rywalizujących nauczycieli) i zgłoszone do Urzędu Bezpieczeństwa Publicznego (UB). Z dokumentów znajdujących się w Instytucie Pamięci Narodowej (IPN Po 003/437), sygnatura KW.MO-444/IV, wynika, że Wojewódzki UBP, polecił stworzyć agenturę w celu rozpracowania pani Kujawskiej, pana Stasiewskiego oraz rodzin dzieci, członków Armii Małych, a także w celu ujawnienia inspiracji lokalnego kapłana. W efekcie tych działań m.in. przesłuchań: kierownika szkoły p. Garstkę ukarano naganą; panią Kujawską, a także pana Stasiewskiego zawieszono w pracach nauczyciela; rodziców dzieci – członków AM potępiono na publicznych tzw. masówkach, a sami uczniowie, nie zostali dopuszczeni do nauki w Liceum Ogólnokształcącym w Gnieźnie. Po ukończeniu szkoły powszechnej, Dariusz pomagał rodzicom prowadzić sklep kolonialny, a w sezonie letnim, prowadził kiosk spożywczy na terenie kąpieliska w Skorzęcinie. Ja uczęszczałem do Technikum Rolniczego w Witkowie, a następnie wyjechałem do Wrocławia. Inni koledzy chodzili do miejscowej szkoły zawodowej, a dwaj inni wstąpili do szkół wojskowych. Wszyscy jednak bardzo chętnie i często spotykaliśmy z Dariuszem, przy okazji pobytu w Witkowie. Dariusz był przykładem gorliwego witkowianina, interesował się lokalnymi sprawami i wydarzeniami, pisał o nich artykuły w „Witkowskich Wiadomościach Samorządowych”, czy w „Gazecie Słupeckiej”. Działał w kościelnych organizacjach charytatywnych. Pisał artykuły w „Przewodniku Katolickim”. Z ramienia Prawa i Sprawiedliwości startował w 2006r w wyborach do Rady Powiatowej w Gnieźnie. Jego ulubionym sportem był tenis, który uprawiał we wczesnych latach, na kortach w Gnieźnie, a potem na kortach w Witkowie. Jeszcze rok przed swoim odejściem, zainicjował spotkanie z panią Ireną Kujawską, wielce szanowaną, za jej odwagę i oddanie w wychowaniu witkowskich ministrantów. Ta prawie 100-letnia osoba, była bardzo szczęśliwa z naszych odwiedzin i złożenia Jej wyrazów szacunku i pamięci. Sama zaś oświadczyła, że jest z siebie dumna, że nie uległa ubeckim szantażom i namowom do współpracy, przeciw ks. proboszczowi Romanowi Fręśko i przeciw Kościołowi.
Kiedy rozmawiałem z Dariuszem, na ok. miesiąc przed Jego śmiercią, wyrażał zadowolenie z tego spotkania, bo w ten sposób, oddaliśmy hołd i szacunek, naszym niezapomnianym wychowawcom i nauczycielom, a szczególnie państwu Balińskim, państwu Garncarkom, panu kier. M. Garstce, panu Stasiewskiemu oraz niezapomnianemu duchowemu opiekunowi i wychowawcy ks. Prałatowi Romanowi Fręśko. Wszyscy Oni i Dariusz, będą żyli tak długo, jak długo będziemy o nich pamiętać!
Piękne wspomnienia…Wzruszający szacunek do Nauczycieli i Księdza. Znalam cześć rodziny PP Knastów. to zasłuzony Ród prawdziwych Polaków.
a jacy są wg Ciebie „nieprawdziwi Polacy”? zastanowisz się jeden z drugim co piszesz? po co podkręcasz nienawiść do „nieprawdziwych”??? wielcy znawcy i piewcy historii, teraźniejszością się zajmijcie!!! wychowaniem młodych pokoleń, czynami bohaterskimi i honorem TERAZ! teraz tego potrzebujemy, a nie wybielać co drugiego i pomniki stawiać, TERAZ POTRZEBUJEMY BOHATERSKICH i SZLACHETNYCH ZACHOWAŃ