Wielu z nas, żyjąc w pędzie codzienności, często nie docenia tego, co dał nam los. Wpadając w wir pracy, obowiązków, a niejednokrotnie także egoizmu, zapominamy o najbliższych, rozmieniając nasze życie na drobne. Historia Patryka Bytnara (27 l.) pokazuje i udowadnia, co tak naprawdę powinno być dla nas ważne. Witkowianin nie poddaje się mimo wielu przeciwności, które zgotował mu los. Zapraszamy na poruszającą i bardzo szczerą rozmowę, która dla wielu z nas powinna być swoistym drogowskazem.
Co rodowity gnieźnianin robi od 5 lat akurat w Witkowie? Dlaczego wybrałeś to miejsce?
Powód jest dość prozaiczny. Wraz z moją ówczesną partnerką szukaliśmy mieszkania, a że ceny w Gnieźnie były dla nas za wysokie, zdecydowaliśmy się właśnie na Witkowo. Przywiązałem się do tego miasta, nie żałuję, że wybrałem to miejsce.
Motywem przewodnim tej rozmowy jesteście Wy – Ty i Twój 4,5-letni synek, którego wychowujesz samotnie. Zwykle taki rodzaj rodzicielstwa kojarzony jest z kobietami. Tutaj sytuacja jest zupełnie inna.
Niektórzy mężczyźni, słysząc moją historię, nie wierzą, że oni daliby radę. Kiedy zostałem ojcem, za cel postawiłem sobie to, żeby Ksawery miał lepsze dzieciństwo ode mnie. U mnie bywało z tym różnie. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy miałem pół roku. Wychowywała mnie praktycznie tylko mama. Tego czego najbardziej brakowało ze strony ojca to uczucie, miłość.
Ojcowska miłość musiała być w Twoim przypadku także matczyną w związku z problemami w życiu osobistym.
Niestety tak. Moja była partnerka, czyli mama Ksawcia, odeszła, kiedy on nie miał jeszcze nawet pół roku. Urodził się, jako wcześniak w 27 tygodniu ciąży. W momencie narodzin miał zaledwie 850 gram, mierzył 36 centymetrów, do tego miał martwicę jelit, retinopatię wcześniaczą, czyli schorzenie siatkówki oka, przeszedł operację w tym zakresie, cztery razy przetaczano mu krew. 2,5 miesiąca spędził w szpitalu, przez większość czasu oddychał za niego respirator. W momencie wyjścia do domu miał 1,7 kilograma. Matka Ksawerego nie utrzymuje z nami kontaktu. Wychowuję go sam, odcięła się od nas kompletnie. Wcześniej byliśmy ze sobą w związku przez 3 lata.
Kiedy zdałeś sobie sprawę, że zostałeś niemalże kompletnie sam?
Sytuacja była trudna, ponieważ wówczas nie utrzymywałem kontaktu nawet z moją mamą. Pomagali mi wyłącznie znajomi, w tym Ci, z którymi tworzyłem amatorską drużynę piłkarską. Wśród nich byli m.in.: Radek, jego żona Kasia, Darek, Karol oraz ich rodziny. Wtedy dopiero uczułem się ojcostwa, nie potrafiłem wielu rzeczy, brakowało mi pieniędzy, nie mogłem iść do pracy, byłem na etapie załatwiania przysługujących mi świadczeń. Z czasem pogodziłem się z mamą, która od tamtej pory jest dla mnie ogromnym wsparciem. Przez pewien czas pomagała mi także moja była już partnerka. Kiedy Ksawery skończył 3 lata zauważyłem, że pewne elementy jego rozwoju nie idą w dobrym kierunku. Zaniepokoiło mnie przede wszystkim to, że bardzo niewiele mówił. Lekarze stwierdzili u niego autyzm. Według encyklopedycznej wiedzy to przypadłość, która zaliczana jest do grupy symptomów zwanych wycofaniem, czyli unikaniem kontaktu ze światem zewnętrznym – z ludźmi i otoczeniem. W wielu przypadkach ludzie mówią, że to choroba, a nią nie jest.
To był dla ciebie cios, wręcz dramat?
Nie było czasu na płakanie w poduszkę, trzeba było działać. Na własną rękę poszukałem specjalistów od logopedy, po rehabilitantów, którzy do dziś zajmują się Ksawerym. Uczęszcza do specjalistycznego przedszkola dla dzieci z autyzmem. Dwa razy w tygodniu jeździmy na różnorakie zajęcia. Do tego ćwiczymy w domu. Progres jest duży. Mimo to jeszcze wiele pracy przed nami. Ksawery nadal nosi pieluchę, trzeba go karmić, wypowiada tylko pojedyncze słowa.
Dzieci autystyczne nie lubią zmian?
Wręcz ich nie znoszą. Bardzo trudno przekonać je do nowych rzeczy, zmienić ich dotychczasowe przyzwyczajenia. Dlatego wszelkie zmiany powinny być wprowadzane powoli, systematycznie, bez pośpiechu. To długotrwały proces. Funkcjonowanie ułatwia mu tzw. mówik, dzięki któremu Ksawery może przekazać mi czego potrzebuje, na co ma ochotę, gdzie chce iść. To urządzenie przypominające tablet, które wyposażono w 13 tysięcy znaków graficznych. Wybierając je, tworzy swoiste zdania.
Mówiłeś o postępach, które zrobił Ksawery. Co nimi jest?
Na wstępnie należy powiedzieć, że każdy autyzm jest różny. W przypadku Ksawerego jest to stadium średnie, które przy odpowiedniej opiece i nauce, może z czasem być niemal niewidoczne dla otoczenia. Postępy polegają m.in. na tym, że Ksawciu wypowiada coraz więcej słów, interesuje się nowymi rzeczami, a nawet domaga się kontaktu wzrokowego, co w przypadku dzieci z autyzmem nie jest takie oczywiste. Często takie dzieci robią wszystko, aby unikać takich spojrzeń. Na szczęście Ksawery nie ma żadnego upośledzenia, w jego przypadku jest to autyzm dziecięcy, który można zahamować.
Bardzo dużo wiesz o autyzmie. Uczysz się tego?
Tak, chcę o tym wiedzieć, jak najwięcej. Czytam, przeglądam internet w tym zakresie, rozmawiam ze specjalistami, obserwuję zachowania innych dzieci z autyzmem. To niezbędne, żeby należycie zająć się moim synkiem.
Całkowicie poświęciłeś się wychowaniu Ksawerego, dlatego nie możesz podjąć żadnej pracy. Z czego się, więc utrzymujesz?
Mały ma orzeczenie o niepełnosprawności, które składa się z zasiłku pielęgnacyjnego, opiekuńczego i rehabilitacyjnego. Do tego należy doliczyć alimenty od matki Ksawerego, 500+ oraz rodzinne. Nie narzekam, bo nie jestem z takich osób, ale trzeba za to utrzymać mieszkanie, zrobić zakupy oraz zapłacić za zajęcia, a te nie zawsze są refundowane. Przez pewien czas musieliśmy jeździć także do Poznania, Bydgoszczy i Piły. Dla przykładu: za 45 minut rehabilitacji płacę 70 zł. Jest to kwota po rabacie z racji, że jesteśmy stałymi klientami. W tygodniu większość czasu spędzam w Gnieźnie u mojej mamy, ponieważ właśnie tam jest przedszkole Ksawerego i odbywają się zajęcia. Z zawodu jestem cieślą, przez pewien czas pracowałem. Wtedy mogłem liczyć na pomoc mojej ówczesnej partnerki. Rozstaliśmy się jakiś czas temu.
Jakim dzieckiem jest Ksawery?
Bardzo ruchliwym i aktywnym. Nie jest aspołeczny, ale lubi chodzić własnymi ścieżkami. Jest niejadkiem, mimo że dzieci z autyzmem często mają swoje ulubione dania. W przedszkolu otacza się wybranymi kolegami. Dużo spacerujemy, bawimy się, uczymy. Jego pasją są znaki drogowe. Ogląda je nie tylko na obrazkach i poznaje, ale także podczas wyjścia na dwór zatrzymuje się przy każdym z nich. Uwielbia muzykę, nie zaśnie bez kilku piosenek w moim wykonaniu.
Zatrzymajmy się na moment przy wątku muzyki, która jest z Tobą od dziecka. Jako nastolatek pisałeś i nagrywałeś pierwsze utwory hiphopowe. Jest tak do dziś. To Cię odstresowuje, jest Twoim hobby?
Zdecydowanie. To mój sposób na pewnego rodzaju reset, przeniesienie się do innego świata. W pewien sposób to rodzaj terapii, pokazanie emocji. Nie zarabiam na tym, to po prostu moja pasja. Słuchając nawet fragmentów moich kawałków, między wierszami można poznać moje życie. Zaraziłem tym także Ksawerego, który już teraz wykazuje się niezwykłą rytmiką. Uwielbia grać na perkusji, jest bardzo wrażliwy na dźwięki.
Co jest dla Ciebie inspiracją w rapowaniu?
Codzienne życie, problemy, szczęście, wzloty, upadki. Wybierając danych wykonawców, kieruję się tym, aby ich teksty miały jakieś przesłanie, były pewną opowieścią. Dla mnie kawałki muszą być o czymś.
Muzyka to dla Ksawerego rodzaj terapii?
Oczywiście, bez dwóch zdań. Jakiś czas temu odkryłem, że śpiew to także idealny sposób na to, żeby go uspokoić. Dzieci z autyzmem bywają nerwowe, niecierpliwe. Moim lekarstwem na takie sytuacje jest nawet najkrótszy utwór, rytm, kilka wersów. Jestem w stanie zarapować nawet w sklepie, kiedy Ksawery zaczyna się denerwować na przykład z powodu stania w kolejce.
Spotykasz się w takich sytuacjach z dziwnymi reakcjami ludzi?
Tak, ale nie obchodzi mnie to. Wielu nie chciałoby być na moim miejscu. Ksawery potrafi nagle krzyknąć na ulicy. Wtedy ktoś się na nas dziwnie spojrzy, nie wiedząc, że cierpi na autyzm.
Jak jako człowiek zmieniałeś się, będąc samotnym ojcem?
Przede wszystkim podporządkowałem całe swoje życie jednej osobie – Ksaweremu. Nie wyobrażam sobie, żeby mogło być inaczej. Stałem się też typem samotnika, mimo że kiedyś otaczałem się wieloma ludźmi. Mam grono najbliższych mi osób i przyjaciół, którym ufam. Nie widzę potrzeby częstego udzielenia się towarzysko. Nie ma na to czasu.
Pomyślałeś sobie po narodzinach Małego, że możesz go stracić?
To było w pierwszych dniach. Był taki malutki, bezbronny, nie oddychał sam. To było coś strasznego. Mimo to musiałem być silny, walczyć. Przełomowy był moment, kiedy mogłem włożyć dłoń do inkubatora. Zrobiłem to, kiedy nagle poczułem, jak Ksawery ściska mój palec. Udowodnił mi wtedy, że będzie walczył i wygra, nie zostawi mnie samego. Wtedy swój początek miała nasza wyjątkowa więź. Jesteśmy nie tylko ojcem i synem, ale przede wszystkim przyjaciółmi. To wyjątkowe uczucie, niesamowite.
Słowami końca – co powiedziałbyś osobom, które zmagają się z podobnymi problemami?
Ktoś może powiedzieć, że mówienie o swoim życiu na łamach gazety nie powinno mieć miejsca. Nic bardziej mylnego. Zdecydowałem się zgodzić na ten wywiad, aby zmotywować ludzi, którzy często zamykają się z problemami w czterech ścianach. Nie bójmy się szukać pomocy, nie bójmy się walczyć. Przecież mamy dla kogo żyć.
Kurier Witkowski