W przededniu świąt Bożego Narodzenia odszedł znany witkowianin, pionier ratownictwa wodnego na Ziemi Gnieźnieńskiej, długoletni ratownik wodny w Ośrodku Wypoczynkowym w Skorzęcinie, członek chóru kościelnego, śp. Zbigniew Kukawa.
Podczas przemówienia przy grobie zmarłego 23 grudnia Zbigniewa Kukawy, wiceprezes oddziału powiatowego WOPR w Gnieźnie – Czesław Nowaczyk, nazwał witkowianina legendą ośrodka wypoczynkowego w Skorzęcinie. Ponad 30 lat wzorowej pracy na stanowisku ratownika w ośrodku, odznaczenia w postaci brązowej, srebrnej i złotej odznaki „Za zasługi dla WOPR województwa wielkopolskiego” to niezaprzeczalne dowody na to, że zmarły zasłużył na takie słowa. Można nawet stwierdzić, że był on prekursorem ratownictwa wodnego na Ziemi Gnieźnieńskiej, bo zaczynał w 1959 roku, czyli kilka lat przed powołaniem do życia WOPR, a następnie współtworzył i rozwijał to „dzieło” aż do 2005 roku, kiedy to zakończył pracę czynnego ratownika.
– W 2005 roku, mając 69 lat zakończył służbę ratownika, ale nigdy nim nie przestał być. Ratownictwo było Jego cały życiem. Był dumny ze swojej pasji, był dumny z tego, że może nieść pomoc innym. Pan Zbyszek zakończył służbę, ale nie tracił kontaktu z nami, był jednym z nasz. Zarażał nas optymizmem, humorem, pocieszał nas. Często przynosił słodkości od Pani Steni. Szanował nas, bez względu na wiek, szanował naszą pracę, a my jego. Byliśmy z nim bardzo mocno związani. Był dla nas prawdziwą podporą. Trudno dzisiaj uwierzyć, że Pan Zbyszek nie przyjedzie do nas. Nie usiądzie z nami na molo, na platformie i nie porozmawia. Panie Zbyszku, odszedłeś dzisiaj od nas, ale na wieczność pozostaniesz zapamiętany w naszym sercu. Umieranie jest częścią życia. Ten nie umiera, kto żyje w naszych sercach – powiedział wzruszony, Czesław Nowaczyk.
Podczas jednego z wywiadów sprzed wielu lat, na pytanie dziennikarki o najciekawszy przypadek w długiej pracy nad wodą odpowiedział, jak to miał w zwyczaju z humorem – No cóż? Żonę sobie z wody wyłowiłem. Topiła się dziewczyna, pomogłem jej, a że była sympatyczna – pobraliśmy się! Przez wiele lat swojej kariery dbał o bezpieczeństwo w wodzie nawet kilkunastu tysięcy wczasowiczów, mając do pomocy tylko jednego ratownika! Uratował niejedno ludzkie życie! Żalił się kiedyś na łamach prasy, że „nieumiejętność pływania to w naszych czasach rodzaj kalectwa”… O tym, jakim był człowiekiem można było usłyszeć od krewnej, która mówiła przy grobie:
– Witkowo było Jego miejscem na ziemi. Znał tu każdy zakamarek, miał tu wydeptane ścieżki (…). Był wierny swoim zasadom. Nie owijał w bawełnę. Mówił bez zbędnej kurtuazji – szczerze, za co go szanowaliśmy. Zbigniew Kukawa miał bardzo dobre relacje z członkami chóru kościelnego w Witkowie. Swoim śpiewem – tenorem, pięknie uzupełniał się z odmiennymi liniami melodycznymi pozostałych osób. Śpiew dawał poczucie wspólnoty i zacieśniał więzi między członkami chóru. Chórzyści zaśpiewali dla Niego, podczas Mszy św. pogrzebowej. Ksiądz proboszcz Jan Dobrzyński z Ostrowitego Prymasowskiego wspomniał o Jego inicjatywach, m.in. o podarowaniu mu przez zmarłego krzyża, który najprawdopodobniej zostanie umieszczony niebawem w Kaplicy Pojednania na Półwyspie Jeziora Białego.
– Krzyż będzie przypominał o oddaniu, wielkości, otwarciu się na drugiego człowieka, co było charakterystyczne dla jego postawy – tymi wygłoszonymi słowami, pożegnał na cmentarzu śp. Zbigniewa Kukawę, proboszcz z Ostrowitego Prymasowskiego.