Przez wolontariuszy nazywana Małą Wojowniczką. Najważniejsza, najukochańsza. Jagódka, bo tak pieszczotliwie zwracali się do niej rodzice. Była ich oczkiem w głowie. Miała przed sobą całe życie.
Jagoda Nowak z Wiekowa chorowała na HLH – bardzo rzadką chorobę spowodowaną zaburzeniami immunologicznymi, które prowadzą do nadmiernie wyrażonej reakcji zapalnej. Wszystko rozpoczęło się pod koniec marca 2016 roku. Wówczas u nastolatki pojawiła się bardzo wysoka temperatura – sięgająca nawet 40 stopni Celsiusza.
– Jeszcze przed zdiagnozowaniem choroby nie pomagały żadne leki. Gorączka nie ustępowała nawet po antybiotykach, które wcześniej dawały efekty. Stan Jagody na tyle się pogorszył, a gorączka podniosła, że konieczne było przewiezienie jej do szpitala w Gnieźnie – mówił 2 lata temu Paweł Nowak, tata Jagody.
Kiedy leczenie na oddziale dziecięcym gnieźnieńskiego szpitala nie przynosiło efektów, Jagodę przetransportowano do kliniki im. Karola Jonschera w Poznaniu. Pięciotygodniowe badania polegające m.in. na pobieraniu szpiku i płynu mózgowo-rdzeniowego, doprowadziły lekarzy do zdiagnozowania HLH. Specjaliści podjęli decyzję o leczeniu sterydami i chemioterapią. Przez niemal rok Jagoda otrzymała 24 chemie. Sposób początkowo okazał się skuteczny. Gorączka ustąpiła. Po 10 miesiącach leczenia wróciła do domu. Szczęście dziewczynki oraz jej rodziców – Kamili i Pawła przerwał nawrót choroby. Jagoda trafiła na oddział intensywnej terapii w Poznaniu. Konieczne było nawet wprowadzenia jej w śpiączką farmakologiczną. Badania krwi przeprowadzone przez specjalistów w laboratoriów w Szwecji wykazały, że w przypadku Jagody jest to choroba nabyta, a nie genetyczna. Mimo znalezienia dawcy i doprowadzenia do przeszczepu, dziewczynki nie udało się uratować. Zmarła 2 tygodnie temu po 3-letnim leczeniu. W ostatniej drodze na cmentarzu parafialnym w Witkowie żegnały ją tłumy ludzi. Miała 13 lat.
Jagoda była niezwykle silną i dojrzałą emocjonalnie dziewczyną. Mimo przeciwności losu nie poddawała się. Była uzdolniona plastycznie, uwielbiała zwierzęta – w szczególności swoje psy. W przyszłości chciała zostać weterynarzem. Walczyła, pragnęła wyzdrowieć i wrócić do normalnego życia z dala od szpitali. Pomagali jej w tym bliscy na czele z rodzicami oraz wolontariusze, którzy nazywali ją Małą Wojowniczką.
Bardzo mi przykro z powodu śmierci Jagódki. Sama straciłam dwójkę dzieci przez tą chorobę. U nas jest to postać genetyczna.
Wyrazy współczucia dla rodziny, wiem co znaczy strata dziecka, ???