Przez 28 lat uczestniczyła w wyznaczaniu samorządowej drogi Witkowa. Współpracując z kolejnymi burmistrzami wykonywała nieocenioną pracę, często pozostając w cieniu innych. W rozmowie z naszym dziennikarzem Elżbieta Kiełpińska (64 l.) opowiada m.in. o początkach pracy, śp. Krzysztofie Szkudlarku, polityce, odejściu Łukasza Scheffsa i zwolnieniu Stanisława Rajkowskiego oraz życiu na emeryturze.
Pamięta pani swoje pierwsze miejsce pracy?
To był Kombinat Państwowych Gospodarstw Rolnych Gałowo niedaleko Szamotuł. Byłam tam na stażu przez rok. Pracowałam w kilku tamtejszych zakładach – m.in. w księgowości. Wówczas maszyna księgująca, czyli ówczesny komputer, zajmowała niemal cały pokój. Pamiętam jak z głównym księgowym programowaliśmy na niej listy płac dla pracowników całego kombinatu.
Pochodzi pani z Kołaczkowa. Dlaczego akurat Gałowo prawie 200 kilometrów od Witkowa?
Pojawiła się taka możliwość. Była to wielka jednostka, ciekawa organizacyjnie. Byłam wtedy młodą osobą, odległość nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Chciałam zebrać doświadczenia w miejscu z dala od domu.
Potem był witkowski Urząd, gdzie w 1990 roku objęła pani funkcję sekretarza
Złożyłam podanie o przyjęcie do Urzędu, po tym jak wróciłam ze stażu z Gałowa. Pracowałam w magistracie na różnych stanowiskach i referatach . Były to m.in. obrót nieruchomościami i służba rolna. W Urzędzie Gminy i Miasta w Witkowie pracowałam przez 8 lat. Na kolejne 8 lat przeniosłam się do Wojewódzkiego Ośrodka Postępu Rolniczego w Kościelcu. Terenem mojej pracy była gmina Witkowo.
Wróćmy do funkcji sekretarza.
Na stanowisko sekretarza gminy i miasta w Witkowie zostałam powołana uchwałą Rady Miejskiej w Witkowie. Moim pierwszym szefem na tym stanowisku był burmistrz Leon Byttner – przewodniczący zarządu gminy i miasta Witkowo, który pierwszy z powodzeniem zmierzył się z niełatwym zadaniem zarządzania społecznością lokalną w nowej rzeczywistości transformacji ustrojowej. Następnie byli to: Antoni Popek, Krzysztof Szkudlarek, pełniący obowiązki burmistrza Łukasz Grabowski i ostatnio Marian Gadziński.
Sekretarz jest człowiekiem od „wszelkiej pracy”?
Można tak powiedzieć. To mrówcza praca w cieniu. Aby organ wykonawczy mógł w pełni realizować swoje zadania, musi mieć sprawnie i profesjonalnie działający urząd. W czasie mojej pracy udało się utworzyć sprawny i skuteczny zespół pracowników Urzędu zajmujących się realizacją licznych zadań gminy, których efekty są widoczne w każdej dziedzinie jej funkcjonowania. Gmina stała się nowoczesna, zadbana, przyjazna mieszkańcom i atrakcyjna turystycznie.
Przez 28 lat pracy w witkowskim magistracie przyzwyczaiła się pani do bycia w cieniu innych?
Koncentrowałam się na twórczej pracy i innowacyjnych rozwiązaniach, które finalnie po wdrożeniu przynosiły jak najwięcej korzyści wspólnocie samorządowej. Cieszyły mnie momenty, w których ludzie mogli prezentować swoje sukcesy. Były one niejednokrotnie efektem pracy wielu osób. Wskazywałam, pomagałam i motywowałam do jeszcze lepszego i bardziej efektywnego działania. W końcu rola sekretarza polega na organizowaniu sprawnej i efektywnej pracy urzędu w zakresie spraw organizacyjnych i administracyjnych.
Jakie cechy musi posiadać sekretarz?
Musi być cierpliwy i wyrozumiały. Niezbędna jest także otwartość w kontaktach z ludźmi i tolerancja. Trzeba traktować wszystkich równo. Powinien posiadać szeroki zakres wiedzy i umiejętności. Znajomość przepisów nie podlega dyskusji. Nie wyobrażam sobie, żeby na tym stanowisku mogła pracować osoba, która nie zna kompleksowo prawa obejmującego zakres działania urzędu. To podlega nieustannym zmianom.
Pani szefowie, a więc burmistrzowie wiele razy polegali na pani zdaniu?
Tak, cieszyłam się zaufaniem i w zakresie swoich kompetencji. W wielu sprawach miałam możliwość samodzielnego podejmowania decyzji.
Funkcję sekretarza zaczynała pani, pracując na maszynie do pisania. Dziś możemy oglądać je niemalże tylko w muzeach.
Pracowaliśmy wtedy na takich maszynach i do tego kiepskiej jakości. Informatyzacja naszego Urzędu została wprowadzona w 1993 roku. Byliśmy prekursorami w zakresie informatyzacji urzędu i jednym z nielicznych samorządów w powiecie, który dysponował wewnętrzną siecią komputerową. W kolejnych latach technologia szła na przód, co dało się odczuć także w naszej działalności. Obecnie jeśli chodzi o sprzęt, jest to już zupełnie inna epoka.
Najdłużej pracowała pani za czasów śp. Krzysztofa Szkudlarka. Jakim był człowiekiem i włodarzem?
W moim odczuciu był zarówno dobrym człowiekiem, jak i burmistrzem. Mieliśmy bardzo wiele wspólnych poglądów. Oczywiście zdarzało się mieć różne zdania na poszczególne tematy. Wówczas staraliśmy się wypracować wspólne stanowisko. Odbywało się to w twórczy sposób. W tym okresie gmina i miasto Witkowo była na tle innych samorządów wyróżniającą się w rozwoju jednostką – zwłaszcza w zakresie potencjału inwestycyjnego.
Od jednego z burmistrzów usłyszałem, że nie zajmowała się pani polityką tylko pracą?
Faktycznie tak było. Lubiłam tę pracę. Nie mieszałam się do polityki. To stanowisko wiąże się z apolitycznością, z kierowaniem i zapewnianiem ciągłości funkcjonowania urzędu. W swoich działaniach starałam się łączyć ludzi o różnych poglądach zakładając, że najistotniejszą rzeczą jest propagowanie uniwersalnych wartości opartych na poszanowaniu, porozumieniu, tolerancji i otwartości na drugiego człowieka.
W dzisiejszych czasach nie da się uchronić samorządu przez zainfekowaniem polityką?
Samorząd może być zupełnie apolityczny. Jest to możliwe. Warunkiem są odpowiednie mechanizmy, które będą w pewien sposób chronić go przed upolitycznieniem.
To znaczy?
Pracownicy urzędów nie mogą być zmieniani ze względu na poglądy polityczne czy nastanie nowych władz. Jedynym warunkiem ich pozostania w pracy czy ewentualnej rezygnacji z usług, powinna być wiedza, kompetencje i jakość pracy, którą wykonują.
Najtrudniejszy moment w pani pracy.
Było ich wiele. Trudno wyróżnić konkretny. W każdym przypadku staraliśmy się wprowadzić takie rozwiązania, które przynosiły pożądany efekt.
Aktualnie pani niedawną funkcję sprawuje Alicja Wentland, która łączy nową rolę z kierowaniem Urzędem Stanu Cywilnego. Pani odejście na emeryturę zbiegło się z rezygnacją z pracy zastępcy burmistrza Łukasza Scheffsa. Na planowany odpoczynek, czyli emeryturę odeszła również Halina Koźniewska z Biura Rady. Brakuje zatem trzech kluczowych osób, które miały nieoceniony wpływ na funkcjonowanie Urzędu. Jego funkcjonowanie może być teraz w jakiś sposób zaburzone?
Nie wiem, jak to będzie w przyszłości, ale dobrze zorganizowana jednostka jaką jest Urząd, Gminy i Miasta w Witkowie nie może z dnia na dzień zostać zdezorganizowana z powodu odejścia kilku nawet kluczowych pracowników. Urząd jest przygotowany do pracy nawet w sytuacjach kryzysowych. Funkcjonowanie bez osób decyzyjnych nie może trwać jednak wiecznie. Dlatego określone wakaty z biegiem czasu muszą zostać zapełnione. Mniejsza liczba pracowników wiążę się z zwiększeniem zakresu obowiązków innych osób. Tak to działa. Z uwagi na postępującą informatyzację pracy – osoba, która mnie zastąpiła, miała określone rezerwy. Dzięki temu mogła objąć stanowisko sekretarza. Ponadto część obowiązków zostało przekazanych na inne stanowiska pracy w Urzędzie. To dobre rozwiązanie.
Doradzała pani burmistrzowi w temacie wyboru pani Alicji?
Była to tylko i wyłącznie suwerenna decyzja pana burmistrza.
Co było dla pani większym zaskoczeniem – rezygnacja Łukasza Scheffsa czy zwolnienie Stanisława Rajkowskiego?
Nie zastanawiałam się nad tym. Nie było to w zakresie moich kompetencji. Może nie były wielkim zaskoczeniem, ale na pewno nastąpiły szybko, co może być sporym zaskoczeniem. Przez zwolnieniem ówczesny dyrektor OKSiR-u wspominał kilkukrotnie, że nosi się z zamiarem rezygnacji z pracy. W każdym z przypadków o czymś się wiedziało, a o czymś już nie.
Urząd funkcjonuje teraz bez zastępcy burmistrza. Kogo widziałaby pani na tym stanowisku?
Kogoś kompetentnego, osobę merytorycznie przygotowaną i dysponującą wiedzą niezbędną na tym stanowisku. Człowieka, który wsparłby działalność burmistrza. Personalnie może być to wiele osób. Zarówno ludzie nam znani, jak i anonimowi w witkowskiej społeczności.
Ktoś z Witkowa znający to miasto czy może ktoś zewnętrzny z nowym spojrzeniem na wiele spraw?
Każda z opcji ma swoje plusy i minusy. Grunt to osiągnąć złoty środek.
Słowami końca skupmy się na pani osobie. Co pani porabia na emeryturze?
Realizuję to, na co w pełni nie pozwalała mi praca zawodowa. Zajmuję się rodziną, ogrodem, czytam książki oraz planuję podróże, w które zamierzam się wybrać. Niedługo wyruszę również na przejażdżki rowerowe.
Jest pani usatysfakcjonowana ze swojej kariery zawodowej?
Zdecydowanie czuję się spełniona, choć plany były inne. Chciałam pójść w inną stronę.
Jaką?
Planowałam zostać ogrodnikiem. Sprawy potoczyły się jednak inaczej. Ogrodnictwo było i jest moją ogromną pasją.
Nie będzie pani tęsknić za pracą?
Sądzę, że tak wypełnię wolny czas, że nie będę tego odczuwać. Dostałam już kilka propozycji pracy, ale z nich nie skorzystałam.
Skąd?
Od pracodawców samorządowych, a także firm nie związanych z samorządem.
Usłyszymy jeszcze o pani?
Z życia samorządu na pewno nie zniknę. Samorząd jest istotną częścią mojego życia. Dalej będę służyć radą i pomocą osobom pracującym na rzecz samorządów. Czas pokaże, jak ta rola będzie się dalej kształtować.
Czego pani życzyć
Przede wszystkim zdrowia.