Minęły prawie dwie dekady od kiedy pojawiła się w Witkowie kawiarenka internetowa. Niektórzy czytelnicy zapewne pamiętają sympatyczną parę, która zaserwowała mieszkańcom miasta możliwość poznania świata poprzez brylowanie w sieci, do której mało kto miał wtedy dostęp. Ich rola w propagowaniu dostępu do Internetu w Witkowie była znacząca. Czasem zarywali noce dla klientów, z którymi mieli rewelacyjny kontakt. Niejeden czytelnik z sentymentem wróci do tamtych dni, kiedy rzuci okiem na ten wywiad. Jak teraz witkowianka, Magdalena Kubiak (z d. Całka) i jej mąż Radosław wspominają te lata spędzone w kafejce internetowej?
W latach dziewięćdziesiątych Internet w Polsce był nowatorską usługą i nie każdy mógł sobie na nią pozwolić. Wtedy to swoje „złote lata” miały kafejki internetowe. Kiedy pojawił się pomysł na utworzenie swoistego „okna na świat” w postaci kawiarenki internetowej w Witkowie?
M.: Pomysł pojawił się w 2001r. Mieszkałam wówczas w Poznaniu, gdzie z powodzeniem prosperowały tego typu przedsięwzięcia. Radek znał się dobrze na komputerach, a Witkowo wydawało nam się całkiem dobrym gruntem na świadczenie tego typu usług.
R.: Przez pierwszy rok działalności nasza kawiarenka internetowa mieściła się w budynku na piętrze dawnego marketu “Taf” na osiedlu. Do Klubu Garnizonowego przenieśliśmy się dzięki zaangażowaniu znanego z inicjatyw społecznych w Witkowie p. Adolfa Pławczyka. Umiejscowienie kawiarenki internetowej w Klubie Garnizonowym miało na celu podniesienie jego atrakcyjności jako placówki kulturalnej m.in. poprzez umożliwienie dostępu do nowoczesnych, jak na tamte czasy, narzędzi czyli komputera z dostępem do Internetu.
M.: Ta idea okazała się poniekąd słuszna, gdyż rzeczywiście w Klubie Garnizonowym zaczęło na nowo tętnić życie. Nam natomiast zmiana lokalizacji pozwoliła na znaczące obniżenie kosztów prowadzonej działalności.
Na pewno było to trudne przedsięwzięcie logistyczne, wymagające nakładów finansowych i sporego wysiłku…
R.: Oczywiście. Mieliśmy oszczędności i przy niewielkim udziale rodziny postawiliśmy na wspólny biznes. Największym wyzwaniem było wyposażenie kawiarenki internetowej w nowy sprzęt komputerowy i… uwaga – oryginalne oprogramowanie Windows 98! W tamtych czasach było to rzadkością, bo większość prywatnych użytkowników komputerów korzystała z tzw. pirackich wersji. Oryginalne oprogramowanie na każdy komputer kosztowało majątek, ale prowadząc firmę nie mogliśmy pozwolić sobie na jakiekolwiek uchybienia w tej kwestii.
Jak długo, w jakich latach funkcjonowała kafejka? Jakie były godziny i dni jej funkcjonowania?
M.: Kawiarenka funkcjonowała od października 2002r do połowy 2005r. Początkowo pracowaliśmy 7 dni w tygodniu w godzinach od 10.00 do 22.00. Oczywiście godziny były umowne, gdyż dla stałych klientów niejednokrotnie zarywaliśmy nawet całe noce, na słynne rozgrywki sieciowe “Soldier of fortune” oraz “Quake”. Po przeniesieniu się do Klubu Garnizonowego musieliśmy dostosować się do godzin otwarcia obiektu, czyli działaliśmy w nieco ograniczonym zakresie godzinowym.
Kiedy wasz interes przechodził „złoty okres”, gdy ciężko było zarezerwować miejsce, ze względu na spore zainteresowanie?
R.: Przez pierwsze pół roku nierealne było żeby wejść do kawiarenki z tzw “ulicy”. Rezerwacje odbywały się z dużym wyprzedzeniem każdego dnia, szczególnie w weekendy.
M.: Muszę wspomnieć, że w dniu rozpoczęcia funkcjonowania kawiarenki, już na 2 godziny przed oficjalnym otwarciem, pod drzwiami czekało kilkanaście osób. Natomiast zaraz po otwarciu, zeszyt z rezerwacjami zapełnił się w ciągu kilkunastu minut na kolejnych kilka dni, a nawet tygodni! Zainteresowanie mieszkańców, zwłaszcza tych młodych, przerosło nasze najśmielsze oczekiwania. Tym bardziej, że jedyną formą reklamy nowo powstającego przedsięwzięcia była reklama w osiedlowej telewizji kablowej. O czymś takim, jak informacja w social mediach mogliśmy wtedy tylko pomarzyć. Dostęp do tych mediów dopiero przecież powstawał.
Jakie strony preferowali Wasi klienci? Co przyciągało kobiety, a co mężczyzn? Jaki był ich przekrój wiekowy?
R.: Przekrój wiekowy był bardzo rozpięty. Najwięcej oczywiście było dzieci i młodzieży w wieku 10 – 18 lat, ale niemały procent klientów stanowili dwudziesto i trzydziestolatkowie, a także wielu w dużo bardziej słusznym wieku.
M.: Oczywiście największym zainteresowaniem u obu płci cieszył się komunikator Gadu-Gadu oraz różnego rodzaju tematyczne czaty, na stronach znanych do dzisiaj portali internetowych. Wiemy na pewno, że dzięki temu, co najmniej jedna znajomość internetowa przerodziła się w szczęśliwe małżeństwo. Panowie przeważnie wchodzili na strony związane z tematyką motoryzacyjną.
Kafejki internetowe stały się „przebojem”, bo stanowiły one najlepsze antidotum na bardzo kiepski zasięg sieci internetowych w Polsce. A jak było w Waszej kawiarence, jeśli chodzi o sprawy techniczne (prędkość, zasięg, ilość komputerów)?
R.: Komputerów było 5. Łącze TP S.A. typ SDI osiągało zawrotną prędkość 128 Kb/s. Wydaje się to bardzo mało jak na dzisiejsze czasy, jednak wtedy strony internetowe były zbudowane w nieco innej technologii. Mówiąc prościej – nie potrzebowały dużych prędkości, żeby w miarę płynnie się otwierały. Serwer rozdzielający sygnał powstał z części mojego pierwszego PC-ta. Kosmos, prawda?
M.: Nasza kawiarenka nie serwowała kawy i herbaty 🙂 więc była kawiarenką tylko z nazwy. Można było natomiast skorzystać u nas również z usług takich jak drukowanie, skanowanie, nagrywanie płyt CD, przepisywanie prac itp. Uśmiecham się teraz w myślach do niejednego magistra 😉
Ile kosztowała godzina siedzenia przed komputerem? Czy było to wtedy dużo dla młodego człowieka?
R.: Cena była adekwatna do ponoszonych przez nas kosztów, ale to naprawdę nie było dużo. Godzina surfowania w Internecie kosztowała 2,50 zł. za godzinę. Przy dłuższej, jednorazowej rezerwacji cena malała o 0,50 groszy na godzinie. Byli tacy klienci, którzy potrafili siedzieć 4-5 godzin bez przerwy…
M.: Mieliśmy w sprzedaży specjalne karnety godzinowe, które pozwalały na jeszcze większe uatrakcyjnienie stawki za godzinę korzystania z komputera. 10 godzina była gratis. Pieczątka z charakterystyczną “małpką” zachowała się do dzisiaj (zdjęcie).
Wiele osób pamiętających czasy świetności kawiarenek, czuje za nimi sentyment. Nic jednak nie może trwać wiecznie i przegrały one z duchem postępu. Kiedy nastąpił ten moment, że powiedzieliście sobie „dość”, trzeba z tym „skończyć”?
R.: Powoli, ale jednak systematycznie dostęp do Internetu na dużo szerszą niż wcześniej skalę zaczęła wprowadzać ówczesna Telekomunikacja Polska (Neostrada) oraz działająca w Witkowie telewizja kablowa. Z początkiem roku 2005 ruch w kawiarence ustabilizował się na takim poziomie, że nie mogła być ona już dłużej źródłem dochodu dla nas obojga. Podjąłem pracę zawodową, a w niedługim czasie dla Magdy również pojawiła się taka możliwość. Z perspektywy osób prowadzących firmę było to korzystne z racji niższych kosztów prowadzenia działalności, ale organizacyjnie było to coraz trudniejsze do udźwignięcia. Dlatego też z ogromnym żalem, w drugim półroczu 2005 r. podjęliśmy decyzję o zakończeniu działalności.
Jak z perspektywy lat oceniacie ten czas? Czy było warto?
M.: Oczywiście, że było warto. To był dla nas niezwykle cenny czas, pełen nowych wyzwań i doświadczeń. Najbardziej cenny z perspektywy lat wydaje mi się ten kontakt z ludźmi, młodzieżą, nieograniczony żadnym dystansem, czego dzisiaj próżno szukać w jakiejkolwiek dziedzinie życia. Czasem bywało zabawnie, czasem nawet trudno, zwłaszcza gdy musieliśmy chwilami wchodzić w rolę “wychowawcy”ówczesnego młodego pokolenia, umoralniać na temat ich zachowania, szkodliwości używek itp.
R.: Tak. Do dzisiaj pamiętam akcję zmywania popisanych flamastrem ścian w budynku marketu “Taf”. Ktoś się nudził i zrobił to co zrobił, ale po rozmowie ze sprawcami tego chuligańskiego wybryku ściany były przez winowajców umyte z uśmiechem na ustach.
Na pewno pozostały też jakieś znajomości z dawnych lat, bo z tego co pamiętam, mieliście bardzo dobry kontakt z internautami? Co teraz porabiacie? Bywacie czasem w Witkowie?
M.: Mieszkałam w Witkowie od urodzenia, więc siłą rzeczy znajomości od zawsze były, są i na pewno nadal będą, bo darzę to miasteczko miłością bezgraniczną. Radek jest z Poznania, ale myślę, że dobrze się tu odnalazł i czuł. Oczywiście jest kilka takich osób, które pojawiły się i na zawsze już zostały w naszym życiu, właśnie dzięki kawiarence. Nie mieszkamy w Witkowie od prawie 10 lat, ale dzięki dzisiejszym możliwościom jakie daje Internet, jesteśmy nadal “w kontakcie”.
R.: W Witkowie bywamy niestety rzadko, ale jak już jesteśmy, to z przyjemnością. Mieszkamy w jednej z podpoznańskich miejscowości. Pracujemy zawodowo – ja w branży budowlanej, a Magda w firmie farmaceutycznej. Doczekaliśmy się trójki wspaniałych dzieci, którym z nieskrywanym sentymentem niejednokrotnie opowiadaliśmy perypetie powstania i funkcjonowania pierwszej, choć nie jedynej, kawiarenki internetowej w Witkowie.