Swój pierwszy instrument otrzymał 52 lat temu. Od tamtego czasu nieodzownym elementem jego życia jest muzyka. Jak sam podkreśla – jest dla niego niczym lekarstwo. Michał Bocheński (60 l.) w rozmowie z naszym dziennikarzem opowiada m.in. o swojej pasji, zespołach, do których należy, spotkaniu z Katarzyną Wieczorek, kolegach, którzy już nie żyją oraz artystycznym spełnieniu.
Od kiedy jest Pan związany z muzyką?
Mój muzyczny początek sięga 1967 roku. Wówczas dostałem swój pierwszy instrument od ojca, który sam muzykował amatorsko.
Co to był za instrument?
Akordeon.
W 2003 roku burmistrz Krzysztof Szkudlarek poprosił Pana o założenie zespołu seniorskiego. Tak powstała grupa ,,My Młodzi”, która w zeszłym roku obchodziła 15-lecie działalności.
Władze Witkowa potrzebowały wtedy kogoś, kto poprowadziłby taki zespół od strony muzycznej, a ja się zgodziłem. Wynikało to ze zdrowej konkurencji z sąsiadami. Dla przykładu w gminie Trzemeszno funkcjonowały wtedy dwa takie zespoły, a w Witkowie żaden. Na początku liczyliśmy 7 osób. Po blisko roku zespół rozrósł się do prawie 20 miłośników śpiewu. Tak liczna grupa była dla mnie zbyt poważnym wyzwaniem, dlatego wraz z burmistrzem postanowiliśmy zaangażować w to przedsięwzięcie dyrygenta.
I tak pojawiła się Katarzyna Wieczorek. Jak Pan znalazł tak uzdolnioną osobę?
W bardzo prosty sposób. Dzwoniłem do znajomych muzyków z prośbą o polecenie dobrego dyrygenta. Jeden z kolegów powiedział mi, że u niego na piętrze mieszka dziewczyna, która skończyła wówczas Akademię Muzyczną im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Skontaktowałem się z nią i zaproponowałem współpracę. Zgodziła się, co na przestrzeni lat okazało się dla nas strzałem w dziesiątkę. Mimo natłoku obowiązków służy nam swoim muzycznym kunsztem. Ma znakomite podejście do osób starszych. Jest bardzo kreatywna i zdolna. Przez 16 lat zdobyliśmy 17 nagród na przeróżnych konkursach i festiwalach. Jej pozyskanie na rzecz zespołu ,,My Młodzi” jest jedną z najlepszych rzeczy, którą udało mi się zrealizować w mojej przygodzie z muzyką.
Oprócz zespołu ,,My Młodzi” należy Pan również do ,,Kapeli Odjazdowej” oraz grupy ,,Bez Grosza”, która Pan utworzył. Sporo tego.
Zespół ,,Bez Grosza” powstał 10 lat temu ze względu na moje zamiłowanie do piosenki turystycznej. Graliśmy na piknikach, rajdach rowerowych i innych tego typu wydarzeniach. Czujemy się ze sobą znakomicie. Aktualnie musieliśmy zawiesić działalność z uwagi na kontuzję gitarzysty basowego Waldka. Czekamy aż wróci do pełni sił, a wtedy niewykluczone, że wrócimy na scenę.
Wielu Pana kolegów z lokalnej branży muzycznej już nie żyje. Mimo to Pan się nie poddaje i kontynuuje to co razem tworzyliście.
Wiele zespołów seniorskich przegrywa ze śmiercią. Niestety taka jest przykra kolei rzeczy. Na swojej drodze spotkałem wiele wspaniałych osób. Nie można nie wspomnieć na przykład o Adamie Zdzuju, z którym spotkałem się pierwszy raz w zespole ,,My Młodz”. Mieliśmy podobne charaktery chuliganów z ulicy. Miał ciągoty do muzyki poważnej. Powtarzałem mu, że jest typem muzyka podwórkowego. W taki sposób powstała ,,Kapela Odjazdowa”, z którą święciliśmy piękne sukcesy. Na początku działalności pierwszą czwórkę oprócz nas tworzyli również Marian Jędrzejak oraz Kaziu Rumianowski. Mimo ich śmierci Kapela nie skończyła grać. Uznałem to jako swoją misję i poszukałem muzyków, którzy zastąpili wyżej wymienione osoby.
Pana muzyka starzeje się wraz z Panem?
Muzyka jest rzeczą ponadczasową. Dla przykładu – w ,,Kapeli Odjazdowej” bazujemy także na tekstach napisanych przez Adasia. Wiele z nich pasuje do czasów współczesnych. Mimo że odbiorców na tego typu muzykę jest coraz mniej, czuję się w obowiązku, aby pielęgnować tę tradycję.
Czuje się Pan czasami zmęczony?
Męczy mnie wyłącznie zdrowie. Leczę się u kilku specjalistów, co wiąże się z przyjmowaniem sporej ilości leków. Na szczęście pozostaje muzyka, która jest dla mnie lekarstwem. Kiedy zachorowałem i zacząłem leczenie, to powiedziałem sobie – jak umrzeć, to z gitarą w ręku. Mam wokół siebie ludzi, którzy kochają robić to co ja. Dla nich i chwil z nimi spełnionych warto żyć.
Myśli sobie Pan czasami, co stanie się z lokalną sceną muzyczną, kiedy zabraknie takich osób jak Pan?
Witkowo jak każde małe miasteczko zmaga się z tym samym problemem. Zdolna młodzież zajmuje się muzyką najczęściej do momentu rozpoczęcia studiów. Po studiach najczęściej zostaje ,,w świecie”. Natomiast nie ma ludzi niezastąpionych. Ta stara prawda cieszy, orkiestra dęta nie powstała z mojej inicjatywy i ,,tak trzymac”.
Czuje się Pan spełnionym muzykiem?
Trzeba wiedzieć czego chce się w życiu. Gdyby moje marzenia były zbyt górnolotne, to przyszłoby niespełnienie. Zdaję sobie sprawę, co jestem w stanie zagrać i jakiej bariery nie przekroczę. Współpracując z Katarzyną Wieczorek poznałem jej znajomych – zawodowych muzyków. Wtedy nauczyłem się pokory. Wiem, co potrafię, a czego nie.
Czego Panu życzyć?
Przede wszystkim zdrowia, od którego wiele zależy.