Szerokim echem w lokalnej oświacie odbiła się sprawa byłej już księgowej Szkoły Podstawowej numer 2 w Witkowie. Główna zainteresowana rzuciła nowe światło na sytuację, którą wcześniej przedstawiła tylko dyrektor Bernadetta Nowak.
W lutym w artykule ,,Oskarżenia o nękanie. Dyrektor: to totalna bzdura” informowaliśmy o nieprzyznaniu przez dyrekcję SP 2 i powołanej do tego komisji, świadczenia socjalnego, o które starała się była już główna księgowa tej placówki. Sprawa wylądowała na biurku burmistrza Mariana Gadzińskiego, do którego wpłynęło pismo autorstwa wspomnianej księgowej. Nad tematem w lutym pochyliła się również Komisja Skarg, Wniosków i Petycji oraz pozostali radni, którzy uznali skargę za bezzasadną.
– Należałoby zacząć od tego, że moje pismo do burmistrza nie miało charakteru skargi. Nawet nie zostało tak zatytułowane. Nie wiem, dlaczego burmistrz uznał to za skargę, a tylko pismo będące skargą mogło trafić pod obrady rady gminy. To był dokument informujący o całej sprawie. Uznałam, że organ prowadzący szkołę powinien wiedzieć o nieprawidłowościach, których dopuściła się dyrektor szkoły – zaznacza główna księgowa, która wraz z początkiem grudnia zmieniła miejsce pracy.
Jak relacjonowaliśmy wcześniej, na liście osób, którym przyznano wówczas pomoc socjalną, zabrakło tylko wspomnianej księgowej. Pozostała część pracowników szkoły, którzy złożyli wymagane pismo, otrzymała pozytywną odpowiedź od powołanej komisji. Według wyjaśnień pani dyrektor, powodem odmowy był wynik analizy sytuacji rodzinnej i finansowej. Warto wspomnieć, że dokument o świadczenie socjalne został złożony przez księgową, kiedy pełniła jeszcze swoje obowiązki.
– Zdziwiłam się, że nie przyznano mi tego świadczenia. Zwłaszcza, że otrzymywałam je w poprzednich latach. W uzasadnieniu, które dostałam od dyrekcji, jako powód odmowy podaje się fakt, iż działalnością socjalną objęci są pracownicy, a więc osoby pozostające w stosunku pracy z pracodawcą, a nie osoby, których stosunek pracy ustał. Dziwne, ponieważ na komisji w obecności radnych, a co za tym idzie na łamach prasy – dyrektor Nowak zapewniła, że na decyzję odmowną nie miał wpływu fakt, iż główna księgowa w momencie rozpatrywania wniosku nie była już pracownikiem szkoły. Natomiast w odpowiedzi, jakie otrzymałam od pani Nowak jasno było napisane, że nie otrzymałam tego świadczenia, ponieważ w dniu posiedzenia komisji socjalnej i dniu wypłaty świadczeń nie byłam już pracownikiem szkoły. Dlaczego i skąd te rozbieżności w tłumaczeniu ? I na podstawie jakich informacji komisja socjalna była w stanie określić mój status finansowy i rodzinny? Zasadą w szkole było to, że zwykle w maju pracownicy składali oświadczenia o ich dochodach. To na ich podstawie komisja socjalna przyznawała świadczenia według kilku progów dochodowych. Za każdym razem mieściłam się w nich. Poinformowałam w piśmie do pana burmistrza, że istnieje szereg orzeczeń i wyroków sądowych, które jasno mówią, że termin posiedzenia komisji socjalnej czy też wypłaty tych świadczeń, nie mają wpływu na zasadność wypłaty. Najważniejsza jest data wniosku, a wniosek złożyłam w dniu, w którym byłam jeszcze pracownikiem- zauważa nasza rozmówczyni.
Zainfekowanie wirusem
Brak przyznania świadczenia socjalnego to nie jedyna kwestia budzącą skrajne emocje. Przedmiotem kontrowersji jest również hasło do elektronicznej skrzynki pocztowej, z której korzystała główna księgowa.
– Kilkukrotne proszenie o hasło do mojej poczty interpretuję już jako nękanie – czytamy w piśmie.
Hasła dyrektor nie otrzymała, odpierając zarzuty o nękaniu. Jak poinformowała – pisemna prośba o udostępnienie hasła została wystosowana tylko raz wraz z korektą świadectwa pracy. Następnie telefonicznie prośbę ponowił informatyk, który także spotkał się z odmową.
W rozmowie z naszym dziennikarzem była księgowa zapewniła, że zarówno elektroniczna skrzynka pocztowa, jak i hasło z nią związane, były rzeczami prywatnymi.
– To ja założyłam tę skrzynkę, a nie informatyk. Dyrektor szkoły nie zapewniła mi służbowego adresu e-mail. Gdyby to był e-mail służbowy to i tak w momencie ustania stosunku pracy konto to powinno zostać dezaktywowane, co wiąże się z ustawą o ochronie danych osobowych. Po rozwiązaniu umowy o pracę pracodawca nie może już przetwarzać danych osobowych pracownika i powinien niezwłocznie zaprzestać z korzystania z e-mail byłego pracownika. Wszędzie tak jest to stosowane i nikt do nikogo nie ma o to pretensji, jest to normalny tryb, dlatego dziwię się postępowaniu pani Nowak. Z chwilą zatrudnienia na moje miejsce nowego pracownika normalnym jest to, że temu pracownikowi zakłada się jego nowe konto, a nie pracuje na koncie byłego pracownika. A o hasło do mojej skrzynki najpierw dzwoniła moja następczyni, księgowa, po czym to ja oddzwoniłam do informatyka i wyjaśniłam, że było to moje prywatne konto e-mail i odmówiłam podania hasła, po czym informatyk stwierdził, że sobie poradzi i już się więcej ze mną nie kontaktował, więc uznałam sprawę za załatwioną – podkreśla.
Na lutowej komisji w obecności radnych oraz przedstawicieli prasy, dyrektor poinformowała, że wspomniana poczta została założona w 2016 roku.
– W tym samym roku ta osoba ściągnęła wirusa na swój komputer i jeszcze przyszła i otworzyła go w naszym sekretariacie. Tam też mieliśmy wirusa (…). Komputer, na którym założono ten adres mailowy, jest urządzeniem służbowym należącym do szkoły – relacjonuje włodarz ,,dwójki”.
Zupełnie inną wersje wydarzeń związaną z wirusem przedstawiła była księgowa szkoły w rozmowie z naszym dziennikarzem,
– Kłamstwem jest, że miałam zainfekować wirusem komputer, który mieścił się w sekretariacie. To totalna bzdura. Do komputera w sekretariacie nie miałam nigdy dostępu, gdyż pracownik pracujący na tym komputerze posiadał swoje hasło, którego nigdy mi nie udostępnił. Co więcej – kiedy na moim komputerze pojawił się wirus pochodzący z fałszywego rachunku za energię elektryczną, natychmiast poszłam do sekretariatu w celu ostrzeżenia, aby nie otwierać tego e-maila. To ja siedziałam z informatykiem do późna w pracy, aby usunął wirusa z mojego komputera. Za jego pośrednictwem dokonywałam różnych płatności szkolnych, dlatego zależało mi, żeby pieniądze nie zniknęły z konta. Istniało takie realne zagrożenie – podkreśla.
Miała kontrolować samą siebie
Jak twierdzi była księgowa ,,dwójki”, na przełomie sierpnia i września 2017 roku otrzymała od dyrektor wypowiedzenie, które obejmowało przejęcie dodatkowego zakresu obowiązków. Wcześniej te obowiązki wykonywała kadrowa.
– Gdybym nie przyjęła nowych obowiązków, to podejrzewam, że wiązałoby się to ze zwolnieniem z pracy. Niestety nowe obowiązki kłóciły się z ustawą o finansach publicznych. Oprócz całej księgowości zajmowałam się także płacami, które do tej pory podlegały pod referenta do spraw kadr i płac. W praktyce oznaczało to, że miałam kontrolować samą siebie, co jest niedorzeczne i niezgodne z prawem. „Spowodowanie połączenia w ramach zakresu czynności jednego pracownika obowiązków kontrolnych głównego księgowego oraz obowiązków specjalisty do spraw płac prowadzi do naruszenia zasad efektywnej i skutecznej kontroli zarządczej. Doprowadzenie do sytuacji, w której poprzez takie przydzielenie zakresów obowiązków pracowników główny księgowy musiałby siebie kontrolować, z pewnością należy uznać za naruszenie zasad kontroli zarządczej”- tak brzmiała interpretacja prawna. Poprzez mojego pełnomocnika skierowałam pismo w tej sprawie do pani dyrektor, byłam nawet w tej sprawie u pana burmistrza. Niestety nie otrzymałam pomocy, nic z tym nie zrobiono, a do sądu iść nie chciałam. Ponadto to nie ja popadłam w konflikt z kadrową. Byłam w tej sytuacji najbardziej pokrzywdzona. Ta sprawa miała inne podłoże, o którym nie chcę mówić, a wręcz przeciwnie – chcę jak najszybciej zapomnieć. Wykonywałam swoje obowiązki najlepiej jak potrafiłam i wiem, że wykonywałam je rzetelnie i profesjonalnie. Zmieniłam miejsce pracy, ponieważ chciałam nadal rozwijać się zawodowo – informuje.
Witkowianka pracowała w witkowskiej podstawówce od 2008 roku. Wówczas zatrudniała ją jeszcze poprzednia dyrektor Anna Pawluk. Za pośrednictwem prasy chce uświadomić opinię publiczną o zaistniałych sytuacjach i odpowiedzieć – jak sama twierdzi – na kłamstwa.
– Dyrektor nie mówi całej prawdy – kończy jej była pracownica.