W historii powidzkiego lotniska przewinęło się wiele typów samolotów. Wśród nich były samoloty bombowe, myśliwsko-bombowe, ale i inne konstrukcje. Witkowianie darzą sentymentem stojący nieopodal Klubu Garnizonowego samolot Ił – 28. O fatalnym w skutkach locie jednego z nich poświęcony jest ten artykuł.
Iljuszyn nad Mierzewem
22 kwietnia 1960 r. nikt z mieszkańców Mierzewa nie zawracał sobie głowy przelatującym nad wsią samolotem. Nikt też nie spodziewał się, że za chwilę samolot runie na okoliczne pola, a jego lot zakończy się tragicznie.
Katastrofę wspomina dzisiaj Franciszek Strzemkowski, mieszkaniec Mierzewa.
– Płonący samolot widział mieszkaniec Karsewa o nazwisku Jangrot. W tamtych czasach mieszkańcy wsi prowadzili nocą tzw. stróżkę, która polegała na obserwacji wsi. To on pełnił wówczas „służbę”. U nas przez podwórko był główny przejazd wojska do miejsca katastrofy. Zakazano nam i sąsiadom wychodzić na pola, a cały inwentarz nakazano trzymać w budynkach gospodarskich. Według relacji żołnierzy przybyłych tutaj, ogon samolotu leżeć miał ok. 100 metrów od korpusu samolotu. Pojawiło się sporo wojska, jakieś komisje, wysocy rangą, żołnierze służby zasadniczej. Ciąg tych aut stał na drodze do Gorzykowa. Prace trwały trzy dni. Miejsce, gdzie leżał samolot pilnowane było przez żołnierzy, nawet w nocy. Części zbierano ręcznie, a wszystko odkopywano łopatami. Było to koło mniej więcej dwunastometrowej średnicy. Po wybuchu masa ziemi i szczątków maszyny spadła też na nasze pole. Dół utworzony przez wbicie się samolotu mógł mieć 4-5 metrów głębokości. Do niego wylało się paliwo. Zasypano to, ale zabrakło ziemi do wyrównania. Woń paliwa roznosiła się po polach jeszcze jakiś czas i parę lat nie było można tam zebrać plonów – opowiadał.
Niedokończony lot
Zadaniem załogi był lot po trasie na bombardowanie w trudnych warunkach atmosferycznych w nocy. Obsadę stanowili: ppor. pil. Kazimierz Olszewski, ppor. nawig. Władysław Hadziński oraz sierż. Leon Tomaszewski. Pierwsi dwaj byli absolwentami OSL w Dęblinie. Ich Ił – 28 zderzył się z ziemią podczas zwiększania wysokości po starcie. Fatalny w skutkach lot zakończył się o godzinie 20.45.
Nie pozostało zbyt wiele
Pomimo tego, że w trakcie pisania artykułu na miejscu katastrofy znajduje się jeszcze ściernisko, to z łatwością można tam znaleźć rozproszone fragmenty samolotu.
Samolot malowany był zgodnie ze schematem obowiązującym w lotnictwie bombowo-rozpoznawczym w latach 1952-1977. Wszystkie powierzchnie zewnętrzne malowane były w kolorze srebrnym. Felgi kół na kolor zielony. Elementy szybkiej identyfikacji, czyli końcówki skrzydeł i stateczników na kolor czerwony, żółty lub zielony w zależności od przynależności do eskadry.
Wśród znalezisk dominują fragmenty blach, łączeń, elektryki. Do ciekawszych przedmiotów należy z pewnością przełamana na pół aluminiowa blaszka z rosyjskim napisem, a w zasadzie jego końcówką –yto. Na tzw. ekstra trafienia nie ma raczej co liczyć, zwłaszcza, że teren był z pewnością skrupulatnie przeczesywany w celu usunięcia śladów katastrofy. Jednak nawet te drobne elementy wyrwane ziemi stanowią dziś świadectwo tej tragicznej historii.
W artykule wykorzystano m.in.:
– Pamięci lotników wojskowych 1945- 2003, praca zbiorowa pod red. ppłk. nawig. dr. Józefa Zielińskiego, Warszawa 2003.
Autor: MZ