Martyna Bruch z Mielżyna przebojem wdarła się na sportowe salony dyscypliny – Bikini Fitness. I choć widziano w niej następczynię mamy w rodzinnym interesie, 24-latka postawiła na realizację pasji, która dzięki ogromnemu zaangażowaniu stała się sposobem na jej życie.
-Początkowo był to bardzo trudny temat. Moja rodzina nie do końca akceptowała fakt, że chodzę na siłownię. Mama chciała, żebym w przyszłości przejęła ogrodnictwo, które prowadzi w Mielżynie. Uważam jednak, że należy robić to, co się kocha, dlatego nie przejmę tego rodzinnego fachu. W zeszłym roku o tym, że jadę na zawody nie wiedział nikt z moich najbliższych. Nikt nic nie podejrzewał. Co jakiś czas były tylko komentarze, że moje ciało się zmienia. Kiedy już moje najbliższe otoczenie dowiedziało się o Bikini Fitness, odczułam akceptację, a nawet dumę. Mieszkam w bardzo małej miejscowości, gdzie spotkałam się niepochlebnymi opiniami na temat profesji, którą wybrałam. Mimo to nie przejmuję się tym, ciesząc się, że większość stanowi grono osób, które mnie wspierają i dopingują – mówiła w rozmowie z naszym dziennikarzem.
Cały wywiad już od 28 maja na łamach papierowego wydania Kuriera Witkowskiego.