Łamie kobiece stereotypy
Martyna Bruch z Mielżyna przebojem wdarła się na sportowe salony Bikini Fitness. I choć widziano w niej następczynię mamy w rodzinnym interesie, 24-latka postawiła na realizację pasji, która dzięki ogromnemu zaangażowaniu stała się sposobem na jej życie.
Bikini Fitness to sport, który od kilku lat stał się dla Ciebie numerem jeden. Skąd pomysł akurat na tę dyscyplinę?
Nigdy nie byłam typem sportowca. Bardzo nie lubiłam chodzić na lekcje wychowania fizycznego. Wymyślałam wiele pretekstów, żeby tylko uniknąć tych zajęć. Wszystko zmieniło się w 2017 roku, kiedy poszłam na studia na kierunku bezpieczeństwo wewnętrzne. Wtedy zauważyłam po innych dziewczynach, że warto dbać o siebie i o swoją sylwetkę. Odstawałam od nich bardzo mocno. W końcu postanowiłam to zmienić i zaczęłam uczęszczać na siłownię. Początkowo traktowałam to jako zabawę. Mało tego, bardzo nie podobały mi się umięśnione kobiety.
Mimo to wraz z upływem czasu sama zaczęłaś pracować nad tym, żeby również po Twoim ciele było widać wspomniane mięśnie.
Tak, bardzo się w to wdrożyłam. Zaczęłam widzieć efekty mojej pracy na siłowni. Ponadto rozpoczęłam współpracę z trenerem Adrianem Nowakiem. W zeszłym roku wystąpiłam na pierwszych zawodach Bikini Fitness, gdzie zajęłam 4 miejsce. Miałam w planach kolejne starty, ale nastała pandemia i wszystkie tego typu wydarzenia zostały odwołane. W lipcu minionego roku doznałam kontuzji. Na treningu spadło mi na stopę spore obciążenie. Konieczna była operacja zmiażdżonego dużego palca. Przez 2 miesiące musiałam zrezygnować z dalszych treningów. Lekarze mówili mi, że przez uszkodzone ścięgno nie będę mogła chodzić w szpilkach. Dopięłam jednak swego i działam dalej.
Oddałaś się w całości reżimowi treningowemu?
Zdecydowanie, moje życie jako sportowca to pasmo wyrzeczeń. Przez ostatnie pół roku byłam na tak zwanej redukcji, przygotowując się do zawodów. W czasie okresu przygotowawczego odbywałam po 12 treningów tygodniowo – 5 jednostek siłowych i 7 jednostek cardio. W maju wzięłam udział w „NPC Worldwide-Champions Cup IFBB Pro Qualifier 2021″. Na tych zawodach wystąpiłam w Pucharze Polski kat. Bikini Novice Class C, Pucharze Polski kat. Bikini Open Class C oraz Puchar Mistrzów Pro Qualifier Class C, gdzie zdobyłam kolejno dwa złote medale i jeden srebrny. Przez pewien czas łączyłam to z pracą w Szymański Fitness w Gnieźnie, gdzie byłam recepcjonistką. Pierwszy trening miałam już po godzinie 3:00, później praca, a po niej trening na siłowni. W najgorętszym okresie każdy dzień kręcił się wokół siłowni. Nie było czasu na rozrywkę i znajomych. Wszystko to pod okien nowego trenera – Huberta Kulczyńskiego.
Przygotowując się do wywiadu przeglądałem Twoje zdjęcia i informacje o Tobie. Na tych sprzed kilku ostatnich lat trudno Cię rozpoznać. Aktualnie wyglądasz nie do poznania. Metamorfoza jest niebywała.
Po tak długim czasie stwierdzam, że jeszcze 4-5 lat temu wyglądałam źle. Ważyłam niewiele ponad 40 kilogramów, a więc należałam do szczupłych osób. Aktualnie jest to 62 kg. Przed majowymi zawodami waga wskazywała 59 kg. Aktualnie jestem w okresie roztrenowania, więc mogę pozwolić sobie na mały odpoczynek.
Twoim pierwszym zawodom towarzyszył stres?
Ogromny. Pamiętam, że trzęsła mi się szczęka oraz ręce. Przed wyjściem na scenę patrzyłam na inne zawodniczki i zawodników. Podziwiałam ich i myślałam sobie – co ja tutaj robię? Stres odpuścił wraz z pierwszą prezentacją przed sędziami. Z czasem nabrałem doświadczenia, a co za tym idzie – wyzbyłam się demotywującego stresu.
Dążysz do perfekcji?
Tak. Moim celem jest osiągnięcie jeszcze lepszej formy, którą zaprezentuje podczas jesiennych zawodów. Chcę osiągać kolejne wysokie noty, które przybliżą mnie do uzyskania karty PRO, czyli tytułu zawodowstwa. Ponadto na jesiennych zawodach odbywają się kwalifikację do kadry narodowej, co pozwala na wyjazd na Mistrzostwa Świata do Stanów Zjednoczonych.
Mam wrażenie, że tempo rozwoju Twojej kariery jest zaskoczeniem nawet dla Ciebie. To prawda?
Nie ukrywam, że nie spodziewałam się aż takiego obrotu sprawy. Zważywszy na fakt, że nadal mam status amatorki, a wygrywam z zawodniczkami, które trenują od wielu lat. Muszę teraz rywalizować z najlepszymi i iść do przodu.
Zaangażowanie w ten sport możesz porównać do uzależnienia?
Owszem, ale w pozytywnym znaczeniu. Trudno mi wyobrazić sobie dzień bez jakiegokolwiek treningu.
Co powiedzieli Twoi najbliżsi, kiedy zaczęli zauważać Twoją przemianę i w końcu, kiedy poinformowałaś ich o sporcie Bikini Fitness?
Początkowo był to bardzo trudny temat. Moja rodzina nie do końca akceptowała fakt, że chodzę na siłownię. Mama chciała, żebym w przyszłości przejęła ogrodnictwo, które prowadzi w Mielżynie. Uważam jednak, że należy robić to, co się kocha, dlatego nie przejmę tego rodzinnego fachu. W zeszłym roku o tym, że jadę na zawody nie wiedział nikt z moich najbliższych. Nikt nic nie podejrzewał. Co jakiś czas były tylko komentarze, że moje ciało się zmienia. Kiedy już moje najbliższe otoczenie dowiedziało się o Bikini Fitness, odczułam akceptację, a nawet dumę. Mieszkam w bardzo małej miejscowości, gdzie spotkałam się niepochlebnymi opiniami na temat profesji, którą wybrałam. Mimo to nie przejmuję się tym, ciesząc się, że większość stanowi grono osób, które mnie wspierają i dopingują.
Czujesz się bardziej kobieca niż wcześniej?
Tak. Treningi bardzo zmieniły moją sylwetkę, dzięki temu czuję się bardziej pewna siebie niż kiedyś.
Zmieniłaś się nie tylko Ty, ale także Twoje życie?
Zgadza się. Nie chodzi już nawet o same ciało, czy treningi, ale otaczających mnie ludzi. Odcięłam się od większości znajomych, z którymi prowadziłam rozrywkowy tryb życia. Teraz byłoby to dla mnie bardzo demotywujące. Nastąpiła weryfikacja – na tych, którzy nie potrafią zrozumieć, dlaczego to robię, a także na takich, którzy mnie wspierają. Ponadto poznałam też wiele nowych osób, którzy wywodzą się z tego sportu.
Jakie masz plany na przyszłość?
Planuję otworzyć własną działalność jako trener personalny, gdzie oprócz oferty treningowej będę dbać o dietę swoich podopiecznych. Mam doświadczenie w budowaniu zwłaszcza kobiecej sylwetki i pragnę podzielić się z tym innymi. Dodatkowo finalizuję wraz z Henrykiem Szymańskim – właścicielem klubów „Szymański Fitness” w Gnieźnie zamysł treningów grupowych o nazwie „Projekt Bikini” ukierunkowanych na zmianę kobiecej sylwetki pod moim okiem.
Czego Ci życzyć?
Tak jak każdemu sportowcu – zdrowia, a także nieustannego zaangażowania w dążeniu do sukcesów.