Od blisko 20 lat życiu pana Arkadiusza Pawluka towarzyszą koty. Sam nazywa je swoimi przyjaciółmi, a nawet członkami rodziny. Przez niektórych postrzegany jako dziwak, przez drugich człowiek o ogromnym sercu. Niestety bezgraniczna miłość do tych istot może okazać się źródłem dużych kłopotów.
Od kilku lat pod opieką bohatera naszego artykułu znajduje się grupka wolno żyjących kotów funkcjonujących w pobliżu ulic: Jasnej oraz Spokojnej w Witkowie. Opieka pana Arkadiusza ogranicza się do ich codziennego dokarmiania. Wszystko to odbywa się na terenie Rodzinnych Ogrodów Działkowych im. Lotnictwa Polskiego. Aktualnie liczba wspomnianych czworonogów sięgnęła 12 sztuk.
– Każdy ma swoje imię. Nazwałem je, żeby ułatwić komunikację, przywoływanie. Ja je po prostu karmię, pomagam im, one nie należą do mnie. Moją własnością są wyłącznie 3 koty, które mam wraz z żoną w mieszkaniu – podkreśla 70-latek.
Rosnące stadko kotów zaczęło przeszkadzać grupie właścicieli działek przy ulicy Spokojnej. Ich zdaniem koty niekorzystnie wpływają na ich ogrodowe uprawy, rośliny, piaskownice dla dzieci, a nawet komfort funkcjonowania, pozostawiając po sobie przede wszystkim odchody. Sprawa ta przybrała na tyle sporych rozmiarów, że stała się przedmiotem treści skargi autorstwa przeciwników działalności Arkadiusza Pawluka. Odbiorcą pisma był burmistrz Witkowa, do którego zaapelowano o interwencję oraz usunięcie kotów.
Tematem zajął się również Stanisław Migoń – prezes ROD. im. Lotnictwa Polskiego, który próbuje pełnić rolę mediatora. Jak sam podkreśla – problem dotyczący pana Pawluka nie ma podłoża konfliktu, dlatego zależy mu na prowadzeniu dialogu.
– Na terenie naszych ogrodów działkowych mamy do czynienia z trzema ogniskami wolno żyjących kotów. W przypadków dwóch tego typu miejsc zwierzęta te są dokarmiana poza działkami, czyli na przykład przed bramami. I na to jest przyzwolenie. W przypadku pana Arka odbywa się to na terenie działek przy ulicy Spokojnej, co nie podoba się niektórym użytkownikom. Sam jestem miłośnikiem kotów, ale jednocześnie rozumiem niezadowolenie ludzi. Nikt nie chciałby znaleźć odchodów w grządkach z marchewką Z drugiej strony bardzo cenię działalność mojego kolegi, który wykazuje się ogromnym poświęceniem i mimo swojego wieku i problemów ze zdrowiem, okazuje tym kotom ogromne serce. Dlatego, aby rozwiązać problem, zaproponowałem panu Arkowi, żeby dokarmiał koty przed bramą. Co więcej – możliwe byłoby wybudowanie kwater, domków, w których mogłyby spożywać pokarm. Niestety mimo początkowych zapewnień ze strony pana Arka, że na wiosnę przeniesie miejsce dokarmiania, nie znalazło to przełożenia w czynach – argumentuje prezes działkowców.
Zdaniem pana Arkadiusza dokarmianie kotów w konkretnym miejscu nie jest możliwe z uwagi na ich przyzwyczajenia oraz naturę. O jego kociej miłości przekonali się także mieszkańcy bloku przy ulicy Pułkownika Hynka, gdzie mieszka wraz z żoną. W piwnicy stworzył sanatorium dla kotów po sterylizacji, które przebywają tam przez kilka dni od dokonanego zabiegu.
– Sąsiedzi nie mają nic przeciwko, za co bardzo im dziękujemy. Mąż oddaje im bardzo wiele. Nie chodzi tu tylko o prywatne pieniądze oraz datki ludzi dobrej woli, ale przede wszystkim o zdrowie. Arek jest po operacji, a mimo to się nie poddaje. Nie ważne, czy pada, czy wieje – mąż codzienne jedzie je dokarmić. Kiedy przebywał w szpitalu, postanowiłam go zastąpić. Mimo że od wielu lat częścią naszego życia są koty, dopiero wtedy zauważyłam jak wdzięczne i oddane są te, które nie mają właścicieli – mówi pani Anna, żona pana Arkadiusza.
Na chwilę obecną sprawa wydaje się patowa. Jedną z możliwych konsekwencji jest pozbawienie pana Pawluka praw do jego działki. Wszystko to z uwagi na łamanie przepisów działkowych – w tym stwarzanie uciążliwości dla sąsiadów.
– Kocham koty. Są dla mnie jak przyjaciele, a nawet rodzina. Niektórym ludziom wydaje się, że koty są tylko od łapania myszy i innych gryzoni, które niszczą ich działki. Dobrze – nawet jeśli mają do tego służyć, to należy się im odwdzięczyć, a nie być dla nich wrogiem. Dlatego o przerwaniu dokarmiania nie ma mowy – podsumowuje nasz rozmówca.
Burzliwą kwestią już zainteresowali się lokalni miłośnicy zwierząt. Do sprawy wrócimy.
To podłość ze strony działkowiczów … A zamiast zabierac Arkowi działkę / znam osobiście tego Pana / działkowicze- emeryci nie moga skrzyknac się i sklecić kilka budek dla tych bezdomnych zwierzat ? ! Tylko każa Arkowi to robić ? Mieszkam w Pruszczu Gd. Tutaj tego problemu nie ma. Budki stoją wszędzie- na osiedlach, koło szkół i przedszkoli Jak Wy , witkowscy mieszkancy wychowacie swoje dzieci i wnuki nie ucząc ich miłości do zwierząt ? ! Potem dziwicie się ,że jest tyle draństwa na świecie ? I jeszcze jeden przykład- w Gdyni Zarzad Miasta polecił kilka lat temu uszczelnić okna w piwnicy żeby zimą nie wchodziły tam koty. I co się stało ? Ano namnozyło się gryzoni, że do dziś trudno wyplenić szczególnie szczury. Kazano na powrót otwierać okienka…Opmietajcie się ludzie !