Z 20-minutowym opóźnieniem rozpoczęła się marcowa Komisja Oświaty, Kultury, Sportu i Pomocy Społecznej. Powodem poślizgu była nieobecność dwóch radnych, którzy zamiast przed komputerami lub tabletami, zjawili się w Urzędzie Gminy i Miasta, choć posiedzenie miało odbyć się zdalnie. Paweł Roszyk mówi o celowym działaniu, a przewodniczący Rady o uprawianiu polityki.
W obliczu trwającej pandemii obrady za pośrednictwem internetu stały się standardową formą komunikacji i dobrem koniecznym. Podobnie jest w Radzie Miejskiej w Witkowie, gdzie głównymi narzędziami do porozumiewania są przede wszystkim służbowe tablety. Okazuje się, że i te lądują czasami na dnie ich teczek. Dzieję się tak wówczas, gdy sytuacja związana z COVID-19 jest na tyle dobra, że nie staje na przeszkodzie komisjom w tradycyjnej formie – oko w oko. Pomagają w tym nie tylko maseczki, czy środki do dezynfekcji, ale także nowoczesne urządzenie do pomiaru temperatury, które w dobie koronawirusa pojawiło się tuż przed wejściem do sali obrad witkowskiego magistratu. Z punktu widzenia efektywności rozmów i dyskusji, radni zdecydowanie optują za spotkaniami osobistymi, które zdają się dawać większe rezultaty. Zeszłotygodniowe wzrosty zachorowań spowodowały jednak, że komisję oświaty zaplanowaną na 19 marca zdecydowano się przeprowadzić w sposób zdalny. Decyzję tę podjęto dzień przed początkiem obrad. I tutaj pojawił się problem, który spowodował nie tylko szumy w komunikacji, ale także stał się kością niezgody. Dlaczego? Otóż punktualnie o godzinie 10:00 przed ekranami swoich urządzeń pojawiło się 6 z 8 radny w osobach przewodniczącego komisji Pawła Szymańskiego, Krzysztofa Chołodeckiego, Marka Budzika, Mariana Walczaka, Krzysztofa Bykowskiego i Piotra Jóźwika. O zmianie planów każdego z nich poinformowano telefonicznie za sprawą przewodniczącego Szymańskiego oraz wysyłając wiadomość na elektroniczną skrzynkę pocztową. Ostatecznie zabrakło tylko Czesława Nowaczyka i Pawła Roszyka. Drugi z nich dzień przed komisją proponował przewodniczącemu Rady Piotrowi Jóźwikowi, aby z uwagi na pogarszającą się sytuacje w kraju związaną z COVID-19, przeprowadzić obrady w sposób zdalny.
– Usłyszałem wówczas od przewodniczącego Jóźwika, że to nie zależy od niego, a od szefa komisji, którym jest Paweł Szymański. Dodał też, że mam się hartować, ponieważ osoby zarażone zyskują odporność. W co można przypuszczać, że Pan Jóźwik wierzy, bo przy jego wsparciu w czasie organizowanego Dnia Sołtysa w Centrum Kultury gościły osoby, które jak się potem okazało, były chore na koronawirusa. Nasza tymczasowa nieobecność na komisji była pokłosiem celowego działania niektórych osób. W końcu to ja i kolega Czesław często zadajemy dużo niewygodnych pytań. Wydaje się, że świętowanie mimo pandemii jest ważniejsze, a gdy chodzi o podejmowanie decyzji związanych z funkcjonowania komisji oddaje się jej przewodniczącemu. To przewodniczący Rady nadaje ton, jak ma pracować Rada i komisje. To on powinien być liderem nawet w wykorzystaniu nowoczesnych technik komunikacyjnych. Już rok towarzyszy nam nieszczęsna pandemia, więc może Pan Jóźwik zorganizowałby szkolenie, jak wykorzystywać technikę w komunikowaniu się na odległość. Przecież mamy sprzęt. – mówi radny Paweł Roszyk.
Czyste i przejrzyste
Koniec końców on i Czesław Nowaczyk zjawili się w Urzędzie Gminy i Miasta, będąc przekonani, że komisja odbywa się w tradycyjnej formie. Tam czekała na nich niemiła niespodzianka. Poinformowani przez pracownicę Biura Rady – Edytę Pawlaczyk wyszli z magistratu i udali się w miejsca, gdzie za pośrednictwem internetu połączyli się z resztą kolegów radnych. Nie był to jednak koniec ,,covidowego” zamieszania.
– Taka informacja powinna wypłynąć z Biura Rady albo od przewodniczącego. Ja takiej wiadomości telefonicznej nie dostałem. Spóźnił się, bo nie wiedziałem o zdalnej formie komisji. Nie byłem jej zwolennikiem. Nie robię z tego jakiegoś zamieszania, ale uważam, że porządek musi być. Nie mam w zwyczaju rano sprawdzać poczty elektronicznej, ponieważ idę do pracy, muszę się do niej przygotować. Jeśli miałoby być to czyste i przejrzyste, to można było to zrobić inaczej – nie pozostawiał wątpliwości radny Nowaczyk.
Kulisy zmian organizacyjnych przedstawił również przewodniczący komisji, który o zmianie jej trybu dzień wcześniej poinformował też lokalne media – w tym nasz tygodnik.
– Krzysztof Chołodecki zadzwonił do mnie dzień przed komisją o godzinie 15:30. Wykonałem telefon na prywatny numer do Pani Edyty z Biura Rady, aby poinformować o ustaleniach. Jesteśmy osobami dorosłymi, dlatego uznałem, że nie ma przeszkód, aby przychylić się do takiego wniosku. Ustaliliśmy, kto kogo poinformuje. Osoby, które chciały komisji zdalnej, przyszły normalnie do Urzędu – zaznaczał.
Popiera zdalne obrady
O osobistym kontakcie z Pawłem Roszykiem mówił także Piotr Jóźwik.
– Dzień wcześniej spotkałem się z nim wieczorem i poinformowałem osobiście o zdalnych obradach. Ręce opadają. Przestańmy uprawiać politykę, zakończmy ten temat – podkreślał szef Rady, który ,,wpadł” na Roszyka przy osiedlowym śmietniku.
O wniosku na przyszłość w związku z zaistniała sytuacją powiedział nam wiceprzewodniczący komisji, wokół której pojawiło się tyle zamieszania.
– Po bezowocnych rozmowach radnego Pawła Roszyka z Piotrem Jóźwikiem, skontaktowałem się z przewodniczącym Komisji Pawłem Szymańskim i zaproponowałem, żeby w związku z pogarszającą się sytuacją epidemiczną wrócić do trybu zdalnego, który sprawdził się już w przeszłości, w chwili zaostrzenia obostrzeń. Przewodniczący nie widział przeszkód, żeby marcowa komisja odbyła się na odległość i miał podjąć działania, aby zmienić jej tryb ze stacjonarnej na zdalną. Informowałem Pawła Roszyka o efektach rozmowy z przewodniczącym Pawłem Szymańskim, a ten miał się skontaktować z radnym Nowaczykiem. Podobnie jak inni radni, czekałem na potwierdzenie nieoficjalnych uzgodnień. W piątek rano zostałem oficjalnie poinformowany o zmianach przez Biuro Rady, a na służbowe maile przyszła informacja o zdalnym trybie obrad. Co do zamieszania jakie nastąpiło… Radni przyzwyczaili się do informowania telefonicznego o sprawach dotyczących posiedzeń i czekali na telefon o zaistniałych zmianach z oficjalnych źródeł, czyli z Biura Rady Miejskiej. Nie mając potwierdzenia telefonicznego, przyszli więc do urzędu. Wniosek na przyszłość – dzwonić do wszystkich bez wyjątku! Bo jak widać, prywatne rozmowy nie są dla wszystkich wystarczającym źródłem informacji. Dochodzi później do zupełnie niepotrzebnych napięć. Z błahej sprawy, wyszła komedia z gatunku czarnego humoru, z której mimo wszystko można wyciągnąć jakąś lekcję na przyszłość. Radni mogą obawiać się o swój stan zdrowia, bliskich, czy uczestniczących w obradach pracowników urzędu i gości, dlatego uważam, że decyzja o zmianie trybu obradowania była jak najbardziej słuszna. Inni przewodniczący komisji też powinni pójść tą drogą i dostosować się do zaleceń, żeby w czasie eskalacji zachorowań, wdrażać pracę zdalną lub hybrydową, która byłaby dopasowana do potrzeb i sytuacji indywidualnych. Nie bójmy się korzystać z nowoczesnych technologii, tym bardziej, że mamy ku temu warunki – powiedział wiceprzewodniczący Krzysztof Chołodecki.
Finalnie obrady rozpoczęto z opóźnieniem spowodowanym nie tylko oczekiwaniem na radnych Roszyka i Nowaczyka, ale także późniejszą wymianą zdań, którą trafnymi słowami spuentował jeden z radnych – ,,weźmy się do roboty”.
8 osób ma problemy z komunikowaniem się?
Jakoś to tak jest, ze nawet gdyby nie podano nazwisk tych dwóch radnych to w ciemno bym obstawiał, ze chodzi o nich.
„Nie mają w zwyczaju rano sprawdzać poczty elektronicznej”? W dzisiejszym świecie – takie wytłumaczenie? Śmiech! jak słabymi musicie być pracownikami? A te niewygodne pytania to niby jakie? Haha, bo jakoś nie pamietam wypowiedzi Rozyka czy Nowaczyka. Jak jest problem z komunikacją – czas zwolnić miejsce dla tych bardziej skomunikowanych 🙂 zwłaszcza teraz!
Nie ma w gminie innych problemów?to jest żenujące ,panowie radni