Kiedy jesteś częścią witkowskiej społeczności i poznajesz kolejne historie jej mieszkańców, a potem przelewasz je na papier, wydaje Ci się, że nic nie jesteś wstanie Cię już zaskoczyć. Okazuje się jednak, że wśród nas są jeszcze osoby, których życiowe losy zaskakują, a nawet szokują. Jedną z nieodkrytych dotąd postaci jest bohater naszego artykułu, który chodzi z głową w chmurach, a nawet łapie Pana Boga za nogi. I to niemal dosłownie…
Szymon Kuczyński z Chłądowa niemal od zawsze obcuje z wysokościami. Kolejne metry nad ziemią nigdy nie stanowiły dla niego problemu. Wszystko zaczęło się w Ochotniczej Straży Pożarnej w Witkowie, do której należy. Kolejne ćwiczenia, szkolenia oraz akcje uświadomiły bohatera naszego artykułu, że praca z linami jest tym, co chciałbym robić na co dzień.
– Początkowo nie myślałem o alpinizmie, jako o sposobie na życie w kontekście pracy zawodowej. Chciałem po prostu spróbować czegoś innego w postaci jeszcze większych wysokości – opowiada.
Dążenie do celu zaprowadziło go do niezwykle prestiżowej organizacji o nazwie IRATA, szkolącej, a następnie zrzeszającej najlepszych alpinistów na świecie. IRATA w branży techników dostępu linowego to najbardziej prestiżowy certyfikat. Z roku na rok w szkoleniach bierze udział coraz liczniejsza grupa osób, ponieważ inwestorzy, dla których zamierzają pracować, wymagają tego typu dokumentu. Ośrodek organizacji mieszący się w Warszawie polecił jego przyjaciel, na co dzień również strażak Remigiusz Popek z Witkowa.
– Miałem wtedy 19 lat. Kiedy pojechałem na to szkolenie, zobaczyłem inny świat alpinistyki, który tworzyli zawodowcy. Początkowo nie wierzyłem w siebie, sądziłem, że nie podołam i odpadnę. Do tej pory używałem lin głównie, wspinając się na drzewa. Mimo to udało się. Przez 3 tygodnie poznałem tajniki tej branży. Wszystko to odbywało się na specjalnie przygotowanej hali. Po wszystkim rozpocząłem poszukiwania pracy w tym zakresie. Oprócz certyfikatu Iraty konieczne było zdobycie uprawnień do innych czynności – na przykład spawania. Metal od dziecka był jedną z moich pasji. Jako mały chłopiec obserwowałem mojego tatę – mówi Szymon.
Chirurg drzew
W początkowym okresie pracy 26-latka nie brakowało przeróżnych zajęć od wymiany oświetleń, czy mycia okien, a wszystko to na wysokościach – również poza granicami Polski. Przełom nastąpił, kiedy witkowianin zatrudnił się w firmie działającej na drzewach. Mając 20 lat uzyskał certyfikat treeworkera, którego w polskim nazewnictwie można określić chirurgiem drzew.
– Miałem przyjemność pracować ze specjalistami, którzy ścinali ogromne sekwoje w Kanadzie. Ich doświadczenia były dla mnie bezcenne – wspomina nasz rozmówca.
Mimo satysfakcji z wykonywanej pracy, Szymon nieustannie myślał o alpinizmie przemysłowym i wspinaniu się po okazałych budowlach. Sen ziścił się w sierpniu zeszłego roku, kiedy stał się częścią grupy, która współtworzy najwyższy wieżowiec na terenie Unii Europejski. Od blisko roku jego drugim domem jest bowiem Varso – kompleks budynków biurowych powstający w warszawskiej dzielnicy Wola. Inwestycja za niebagatelną kwotę 171 milionów złotych mieści się na terenie liczącym 1,72 ha. W skład Varso wchodzą trzy budynki: 230-metrowa wieża główna (z ażurową iglicą 310-metrowa) oraz dwa wieżowce boczne o wysokości 90 i 81 m.
– Zadaniem naszego zespołu, który tworzy kilkanaście osób jest postawienie iglicy tego obiektu i poskładanie w całość 450 ton stali. Aktualnie zbliżamy się ku końcowi. Pracuję tam kilka dni w tygodniu, po czym wracam do Chłądowa do żony Jagody i rodziny – dodaje.
Oblał maturę, przerwał studia
Bohater naszego materiału podczas każdego dnia pracy mierzy się z wyzwaniami i wymagającymi zadaniami. Wszystko to w otoczeniu osób, dla których alpinizm to nie tylko sposób na zarabianie pieniędzy, ale również życiowa pasja. Tworzą drużynę, w której każdy odpowiada za każdego. Tam nie ma miejsca na błędy. Nawet najmniejsze uchybienie może skończyć się poważnym uszczerbkiem na zdrowiu, a nawet śmiercią.
– Na szczęście do tej pory obyło się bez niebezpiecznych sytuacji. Kończyło się na otarciach. Każdy członek ekipy wie, co ma robić, zna się na swoim fachu. To kluczowe do powodzenia całego procesu. Rozpoczynając każdy dzień pracy zdajemy sobie, że coś może się stać. To nas jednak nie paraliżuje, wręcz motywuje to jeszcze większej koncentracji – argumentuje.
Przy tworzeniu Varso codziennością jest wciąganie i montowanie elementów ważących nawet kilkanaście ton. Wszystko to na wysokości 230-250 metrów, przy wietrze nieprzekraczającym norm i w temperaturze przekraczającej nawet 20 stopni Celsiusza, jak było minionej zimy, która dała o sobie znać w całym kraju.
– Zdarzało się tak, że musieliśmy ściągać kolegów z dużych wysokości, ponieważ z powodu mrozu i skostniałych rąk nie mogli trzymać narzędzi. Wtedy podpinaliśmy go pod siebie i zjeżdżaliśmy w dół. Zwłaszcza zimą kluczowy okazał się kontener umiejscowiony na wysokości 230 metrów, w którym nie tylko się ogrzewaliśmy, ale również spaliśmy – zgłębia nam kulisy swojej pracy.
Historia Szymona jest o tyle niebywała, że odbywa się w tym przypadku bez specjalistycznego wykształcenia, które jak sam podkreśla – nie jest w tym fachu potrzebne. Choć początkowo niespodziewanie nie zdał matury pisemnej z języka polskiego, poprawiając ją w późniejszym terminie, rozpoczął studia na Politechnice Poznańskiej. Po roku podjął decyzję o rezygnacji.
– Z perspektywy czasu sądzę, że był to strzał w dziesiątkę. Zamiast uczyć się teorii, wykorzystałem ten czas na pracę w tej branży. Nic tak nie rozwija, jak praktyka. Na studiach w sali wykładowej nie nauczą Cię, jak zachowuje się stal. Musisz zobaczyć to na własne oczy. Ważne jest nawet to, jaki dźwięk rozlega się przy wbijaniu śruby młotem. Wtedy wiemy, czy ona weszła, czy nie – słyszymy od Szymona.
Los mieszkańca Chłądowa pokazuje, że odwaga, a nawet ryzyko jest często kluczem do drzwi, za którymi kryją się najskrytsze marzenia. Zaangażowaniem, pasją i umiejętnościami możemy zdobywać życiowe szczyty.
Chłopaka poniosła wyobraźnia 😀 Zaczynając od tego, że tree worker to po prostu drwal ścinający i pielęgnujący drzewa metodą alpinistyczną a nie jakiś eufemistyczny „chirurg drzew” (co ten redaktor bierze???). Autor artykułu dorównuje wyobraźnią panu Szymonowi… Napisał, że budynek ma 310 metrową iglicę, no cóż konstruktor musiałby mieć nieźle narąbane w głowie, żeby montować iglicę wyższą niż budynek (akurat ta iglica faktycznie montowana a nie w alternatywnej rzeczywistości autora i bohatera artykułu ma „tylko” 80 metrów). Pan Szymon stwierdził, że wraz z kolegami postawi iglicę ważącą 450 ton (w rzeczywistości waży 73t) i jeśli wierzyć, że ma 310m to konstruktor musiał być chory umysłowo, a ten który wydał pozwolenie na budowę równie mocno niezrównoważony psychicznie… Chłopcze czy Ty sobie zdajesz sprawę, ile to jest 450 ton?! Sam z kolegami tego nie postawisz, bo dźwig wam poda elementy, wy je najpewniej skręcicie (zależnie od zastosowanej technologii). Pamiętaj, że na swoim fachu musi znać się każdy od sprzątaczki po konstruktora rakiet atomowych. Kilkanaście ton ten dźwig wciąga wam chyba przez cały tydzień a nie w ciągu dnia, bo wciągając na raz by się złamał (nie ma takiego dźwigu który na taką wysokość podnosi taki ciężar, suwnice bramowe podnoszą do 900-1100t ale takiej nie ma na tej budowie), a belka konstrukcyjna to nie ołów, ona ma być wytrzymała, a nie ciężka, a iglica na 99% jest rurowa. Pitolisz coś o ściąganiu kolegów z dużych wysokości, bo skostniali i przemarzli. Zgodnie z normami, nie wolno wejść na 100 czy 200 metrów, jeśli wieje i jest zimno, jest zakaz pracy. W określonych warunkach możesz przebywać przez określony czas- pewnie wiedziałbyś, gdybyś ukończył kierunkowe studia lub chociaż szkołę zawodową. Chłopie nie masz pojęcia o tej robocie. Ulokowali was w jakimś kontenerze na budowie i nie wiem w powietrzu? Budynek na 230 metrach ma dach a nie wasz kontener do spania… -.- Nawet jak macie ten kontener, to śpicie jak uchodźcy wiezieni do Europy- jest się czym chwalić. Jedynie może być na budowie kontener techniczny, a nie sypialny. Nie wiem kto jest tam BHPowcem, ale zdecydowanie nie powinien nim być. I w cywilizowanym kraju, kiedy temperatura spada poniżej normy ludzie mają zakaz pracy lub pracują 15min na 45min przerwy, bo jest to niebezpieczne dla ich zdrowia, ale nie w Polsce, gdzie jak widać nawet kontener do spania dadzą na dach (o ile to prawda) byle niewolnik pracował.
I na koniec wisienka na torcie tego opowiadania bzdur: nauka w tym fachu nie jest potrzebna. Opowiadasz farmazony, że na studiach nie nauczysz się jak zachowuje się stal?? Co ty za przeproszeniem pierd…? Gdybyś faktycznie był na studiach, to wiedziałbyś, że jest bardzo duża liczba godzin takich zajęć jak: wytrzymałość materiałowa, konstrukcje metalowe, konstrukcje betonowe, budowle przemysłowe, technologia i organizacja budowy, mechanika budowli, instalacje budowlane, materiały budowlane itd. Itd… oraz obowiązkowych praktyk zawodowych. Wiedziałbyś, że wy elementów konstrukcji nie wciągacie tylko dźwig i dlaczego jest tak a nie inaczej przypięty do ściany i dlaczego więcej niż tona wam nie podniesie na taką wysokość. Nie wiem, jak Ty wbijasz te śruby, że po dźwięku rozpoznajesz, bo jakby to ująć na budowie ch… słychać i trzeba po prostu wiedzieć jak wbić nawet śrubę. Pitolisz jak typowy robotnik, który wszystko wie najlepiej a tak naprawdę z tego artykułu bije aż po oczach brak jakiejkolwiek wiedzy…
Czego to człowiek nie wymyśli, żeby nie wyjść na zwykłego bezmózgiego robola więc chłopczyku czas do szkoły, czegoś się nauczyć, żeby nie być zagrożeniem dla kolegów z budowy, bo takich kretynów na polskich budowach nie brakuje.
Poza tym autor artykułu chyba też nie zdał matury z polskiego, patrząc na jakość tekstu, składnię, styl i poprawność.