Aktualnie rolnictwo – w tym na ziemiach witkowskich – zmaga się z wieloma problemami. Oprócz suszy oraz przymrozków, miejscowym gospodarzom przyszło zmierzyć się również z zupełnie inną rzeczywistością z koronawirusem w tle. W rozmowie z naszym dziennikarzem, Tomasz Wędzikowski – jeden z dwóch delegatów Wielkopolskiej Izby Rolniczej z terenu gminy Witkowo mówił m.in. o obecnej sytuacji na roli, portfelach konsumentów, nadchodzących prognozach oraz wizerunku nowoczesnego rolnika.
Z jakimi problemami zmaga się obecnie rolnictwo – w tym także lokalne na poziomie gminy Witkowo?
Należy zacząć od warunków pogodowych. Nam rolnikom przychodzi aktualnie pracować w czasie, kiedy musimy zmagać się z kilkoma zjawiskami atmosferycznymi. Jest to przede wszystkim susza, która praktycznie od 3 lat daje nam się we znaki. Ponadto zbyt łagodne zimy, przez które rośliny nie doświadczają odpowiedniego wyhamowania wegetacji. Zbyt wysokie temperatury nie są dla nich korzystne. Wszystko to wiąże się ze spadkiem plonów. Codziennie musimy podejmować bardzo ważne decyzje.
Przez kilka ostatnich dni przed naszym spotkaniem doświadczyliśmy deszczu. Kiedy zwykły Kowalski, czy Nowak nie może skorzystać z ładnej pogody, rolnik cieszy się z kolejnych opadów. Są one wystarczające, żeby choć w pewien sposób zniwelować straty związane z suszą?
Oczywiście cieszymy się z każdego opadu, ponieważ mają one pozytywny wpływ na uprawy. Jednak zdajemy sobie sprawę, że kilkudniowe deszcze nie są w stanie w pełni nadrobić suszy trwającej wiele miesięcy. Z powodu braku deszczu najbardziej cierpią rośliny uprawne na słabych ziemiach. W tym przypadku skutki są nieodwracalne. Będzie tam plon, ale zdecydowanie niższy. Ostatnio zapoznałem się z danymi eksperta, według którego musiałoby padać bez przerwy przez 3 miesiące. Wtedy wody gruntowe osiągnęłyby odpowiedni poziom.
Niekorzystne warunki atmosferyczne uderzają także w portfele zwykłych konsumentów. Jaki wpływ na ceny produktów będą miały gorsze plony?
Z podwyżkami jest jak ze zjawiskami atmosferycznymi. Nie wiadomo, kiedy wystąpią i na jaką skalę. Na chwilę obecną rolnik staje przed dylematem, kiedy sprzedać swoje plony. Pytanie, czy zaraz po żniwach, czy po pewnym czasie po zmagazynowaniu. Kilka ostatnich lat pokazało, że przechowywanie przynosi pozytywne wyniki finansowe. Najbardziej ustabilizowana jest cena rzepaku. Minimalne zmiany obserwuje się w okolicy żniw. Jest to spowodowane tym, że nie wszyscy rolnicy mają, gdzie go przechować, w związku z tym decydują się na szybką sprzedaż. Ceny zależą także od czynników, które na pierwszy rzut oka – dla osób spoza rolnictwa, są z zupełnie innej branży. Są to: giełdy w Paryżu oraz Chicago, stosunek wartości euro do dolara, czy złotego, cena ropy naftowej oraz soi. Niewiadomych jest bardzo dużo. Trudno powiedzieć, który moment jest najlepszy do sprzedaży.
Podsumowując – nie tylko to, co za oknem ma wpływ na wartość plonów, z których powstaje żywność.
Zdecydowanie. W latach 90. kiedy nasi rodzice wkraczali na wolny rynek, byli pełni obaw. Wówczas granice były pozamykane. Przepływ informacji dokonywał się w innym czasie niż przepływ towarów.
W ostatnich miesiącach jesteśmy świadkami występowania czynnika, który również negatywnie wpłynął na wiele branż – w tym rolnictwo. To koronawirus. Jak to wygląda z perspektywy rolnika?
Temat ten należy podzielić na dwa sektory – mleczny i mięsny. W obydwu gospodarze zmagają się ze sporymi problemami. Rolnicy muszą stosować się do limitów w kontekście ilości dostarczania mleka do firm, czy mleczarni. Musieli albo sprzedać krowę, albo ograniczyć produkcję mleka. Ceny osiągają trend spadkowy. Miejmy nadzieję, że nadal nie będą spadać. Jeśli chodzi o mięso, zwłaszcza wołowinę i wieprzowinę, wydawałoby się, że te produkty przezwyciężą kryzys. Niestety ostatnie tygodnie przyniosły nam spadek wartości o 15 procent. W normalnych warunkach przy otwartych granicach, z kraju wyjeżdża aż 80 procent produkcji. Głównym odbiorcą jest przede wszystkim rynek zachodni, gdzie koronawirus uderzył z bardzo dużą siłą.
Czy w związku z tym, że oprócz suszy i przymrozków, rolnictwo zmaga się teraz także z koronawirusem, można uznać ten czas jako jeden z najgorszych w ostatnich latach?
Rolnikowi jest trudno, ale nie wiadomo, jaki będzie ostateczny wynik. Błędem byłoby wyrokować, zwłaszcza, że wegetacja trwa , a rośliny nabierają masy i parametrów. Jeśli w tym czasie pogoda będzie nam sprzyjać, to jest szansa na osiągnięcie dobrego wyniku sprzedażowego. Dlatego jest stanowczo za wcześnie, żeby zaliczyć ten rok do straconych.
Rolnictwa uczył się Pan od swoich rodziców. Mógł Pan obserwować dokonujące się zmiany niemal na żywym organizmie. Teraz rolnictwo jest zupełnie inne, nowocześniejsze.
Tak, pracowali w gospodarstwie przez całe swoje życie. Pozwolę sobie przytoczyć powiedzenie mojego ojca, że nie sztuką jest wyprodukować, lecz sztuką jest dobrze sprzedać. Mimo upływu lat słuszność tych słów nadal obowiązuje. W dzisiejszych czasach rolnik jest jak prezes firmy. Obecnie na 100 hektarach zatrudnia się średnio 3-4 osoby. Kiedy byłem studentem, było to 6-7 pracowników. Liczba rąk do pracy maleje. Jest to związane z bardzo dużą mechanizacją gospodarstw. Technologia i komputeryzacja pozwala nam prowadzić gospodarstwo w inny sposób. Dzięki temu polskie i lokalne rolnictwo jest na dobrym poziomie. Sam przykładam ogromną wagę do tego, jaki sprzęt kupić.
Osobiście patrzę na rolnictwo z pozycji osoby postronnej. Mam wrażenie, że coraz bardziej zrywa się z obrazem rolnika w gumiakach i stroju roboczym. Oczywiście, gospodarz nadal zakasuje rękawy, ale w wielu przypadkach jawi się jako elegancki przedsiębiorca w marynarce, koszuli oraz butach dobrej marki. To wizerunek rolnika dzisiejszych czasów?
Faktem jest, że obraz rolnika ulega zmianie, mimo że pracy nie maleje. Dzisiaj gospodarz to nie tylko pracownik swojej własności. To także manager, od którego decyzji zależy dalszy rozwój przedsiębiorstwa, jakim jest gospodarstwo. Sam przywiązuję sporą wagę do wyglądu, nie bojąc się przy tym trudnej pracy.