Jej początek datuje się na okres przedwojenny. Przez lata tętniła życiem, słynęła z smacznych produktów i była jednym z czołowych pracodawców na terenie gminy Witkowo. Dziś pozostały po niej tylko niszczejące budynki, bałagan oraz hordy szczurów i myszy.
Majątek dawnej spółdzielni mleczarskiej w Witkowie trafi w prywatne ręce. To efekt komorniczej licytacji, która 11 października odbyła się w Sądzie Rejonowym w Słupcy. Wśród chętnych na kupno budynków zabrakło jednego z głównych wierzycieli, czyli samorządu Witkowa. Mimo wniosku w większości radnych opozycyjnych, burmistrz nie zdecydował się na wpłatę zabezpieczenia (46 tysięcy złotych), które pozwalało na uczestnictwo w licytacji. Cena wywoławcza wynosiła 346 tys. zł.
– Proszę wnioskodawcę o wskazanie źródła sfinansowania zabezpieczenia. Należy również określić kwotę, której nie będę mógł przekroczyć podczas licytacji budynków, biorąc udział w licytacji – reagował na pomysł opozycji burmistrz Marian Gadziński.
Na kilka dni przed wspomnianą licytacją, na wniosek Franciszka Bosackiego przeprowadzono wizję lokalną w pomieszczeniach byłej mleczarni. To, co zastali tam radni woła o pomstę do nieba. Oczom członków Rady Miejskiej ukazały się sterty śmieci, gruz z rozbiórki, powybijane szyby, zniszczone ściany, a nawet odchody gryzoni. Wszystko to przez długi i problemy, które przed kilkoma laty stanęły na drodze rozwoju witkowskiej mleczarni. Dziś to obiekt w centrum Witkowa, który zamiast tętnić życiem, straszy coraz to gorszym wyglądem oraz złym stanem technicznym. Jego wnętrze można porównać do wydarzeń z Czarnobyla, gdzie w 1986 roku doszło do wybuchu reaktora jądrowego. Największej katastrofie w dziejach energetyki jądrowej towarzyszyła m.in. ucieczka okolicznych mieszkańców, którzy byli zmuszeni opuścić swoje domy niemal natychmiast, pozostawiając dorobek całego życia. Podobny widok można zastać w opuszczonej spółdzielni.