Stanisław S. informując o bombie w giewartowskim kościele żądał 10 tys. zł okupu. Teraz sam będzie musiał zapłacić dwa razy tyle. Właśnie zapadł wyrok.
59-letni mężczyzna z gminy Witkowo od stycznia br. był członkiem działającej w giewartowskiej parafii wspólnoty. Podstawowa zasada tam obowiązująca mówi, że jej członkowie nie mogą pić alkoholu. 30 maja Stanisław S. tę zasadę złamał, przez co tego samego dnia wieczorem musiał opuścić wspólnotę. Dwa dni później wieczorem zadzwonił na numer alarmowy z informacją, że w kościele w Giewartowie podłożona jest bomba. Na miejscu szybko pojawili się policjanci. Jak się okazało, żadnej bomby nie było. Stanisław S. jednak jeszcze kilka razy dzwonił na numer alarmowy. Najpierw pytał, czy bomba została już znaleziona, potem zażądał 10 tys. zł okupu i zagroził, że jeśli pieniędzy nie dostanie, zdetonuje ładunek. Policjanci szybko ustalili, że mężczyzna dzwoni z Powidza. Tam został zatrzymany. Miał przy sobie telefon, z którego zgłosił fałszywy alarm. Badanie alkomatem wykazało ponad 2 promile. Gdy wytrzeźwiał, usłyszał zarzuty. Przyznał się do winy, chociaż nie potrafił wytłumaczyć swojego zachowania. W ogóle niewiele pamiętał z tego dnia.
– Ze Słupcy pojechałem autobusem do Powidza, było ok. godz. 14.30. Pamiętam jak dzwoniłem jeszcze do kolegi zapytać o schronisko we Wrocławiu. Potem już nie wiem co się ze mną działo. Pamiętam dopiero, jak policjanci zatrzymali mnie w Powidzu – wyjaśniał. Zapewniał, że nie miał żalu do proboszcza. – Nie byłem na niego zły i rozumiem dlaczego mnie usunął ze wspólnoty. Mam świadomość, że złamałem regulamin – zapewniał. – Może to pod wpływem alkoholu we mnie jakaś złość się obudziła i zrobiłem tę głupotę. Żałuję tego, co zrobiłem. Wiem, że to przez alkohol – mówił podczas przesłuchania.
Przyznał też, że to nie pierwszy raz, kiedy zgłosił fałszywy alarm bombowy. Kilka lat temu powiadomił służby o podłożeniu ładunku wybuchowego w szpitalu psychiatrycznym w Gnieźnie, za co został skazany na karę więzienia w zawieszeniu.
– W przeciwieństwie do teraz, wtedy zrobiłem to świadomie – przekonywał podczas przesłuchania.
W poprzednim tygodniu sprawa fałszywego alarmu bombowego w kościele zawisła na wokandzie słupeckiego sądu. Stanisław S. nie stawił się na rozprawę. Wyrok w jego sprawie jednak zapadł. Mężczyzna dostał 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na 3 lata. Ma też zapłacić 10 tys. zł nawiązki na rzecz Skarbu Państwa i 10 tys. zł na fundusz sprawiedliwości. Oba te świadczenia są obligatoryjne w przypadku skazania za fałszywy alarm bombowy. Ponadto, sąd nakazał zniszczyć telefon, z którego Stanisław S. dzwonił na numer alarmowy. Wyrok nie jest prawomocny.
czyli, de facto , najwyższą karę poniesie telefon. no i słusznie