Jagoda – w pracy kosmetyczka, a poza nią miłośniczka koni oraz instruktorka jazdy konnej. Szymon – człowiek orkiestra, złota rączka, pracownik wysokościowy oraz strażak. Razem tworzą niebywale zgrany duet, a ich energia jest tak pozytywna, że aż zaraźliwa. Od niemal roku są szczęśliwy małżeństwem, realizującym życiowe pasje z prowadzeniem niezwykle urokliwej stajni na czele.
Wszystko rozpoczęło się przed rokiem, kiedy Jagoda postanowiła spełnić jedno ze swoich marzeń. Pomógł jej w tym Szymon, któremu 11 miesięcy temu powiedziała sakramentalne ,,tak”.
– Plan był taki, żeby kupić psa. Ostatecznie zamiast z nim to wróciliśmy z koniem. Myślałam o tym od dawna, ale odkładałam to w czasie. Namówił mnie do tego mój mąż, który ma w sobie nutkę szaleństwa i spontaniczności. Wszystko potoczyło się bardzo szybko tuż przed Wielkanocą. Do dziś żartujemy, że zamiast iść ze święconką, to robiliśmy drewnianą stajnię. Obecnie nowy dom dla koni to przerobiony budynek gospodarczy – opowiada Jagoda.
Nazwa „Stajnia Pod Słonecznikiem” nie jest przypadkowa i pochodzi od miejsca, w którym powstaje dom Jagody i Szymona. To właśnie tam w Chłądowie podczas pierwszych prac budowlanych zasiali wspomniane słoneczniki. Od połowy maja działalność zgranego małżeństwa funkcjonuje, jako pełnoprawna szkółka jeździecka. Aby tak się stało 23-latka musiała zdobyć odpowiednie kwalifikacje – w tym brązową odznakę jeździecką i miano instruktora, które poprzedził wymagający kurs. Tak rewelacyjny wynik nie byłby możliwy, gdyby nie pomoc Magdaleny Wojteckiej ze stajni „Okej” w Maleninie, gdzie przygotowywała się do decydującego egzaminu. Wiedzę o koniach bohaterka naszego artykułu zdobywała już w czasie szkoły podstawowej, kiedy pierwszy raz na lekcje jazdy konnej zabrała ją jej mama.
– Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, choć początki nie były proste. Miałam niecałe 10 lat. Kilka razy stwierdziłam, że to jednak nie dla mnie i mimo miłości do zwierząt i koni, nie zdołam się nauczyć jazdy konno na odpowiednim poziomie. Kiedy weszła w dorosły świat i zaczęły się obowiązki oraz praca, na konie nie wystarczało czasu, a nawet pieniędzy. Tęsknota do tego była jednak tak duża, że zawsze wracałam do tej pasji, podejmując się różnych zajęć z tym związanych – tym pracy w stajniach – wspomina współzałożycielka stajni.
Codzienna metamorfoza
Stajnia nie jest dla nich głównym źródłem utrzymania. Jak podkreślają – to ich pasja, a nie sposób na zarobek.
– Nie traktujemy tego, jak pracę po pracy. Cieszymy się tym i dzielimy się tą radością z innymi. Doceniamy to, że po ciężkim dniu, czy tygodniu pracy możemy pojeździć na koniach, zająć się nimi, a po wszystkim usiąść przed stajnią i podziwiać wyjątkowy zachód słońca. Kiedyś mieszkaliśmy przez pewien czas w dużym mieście i teraz z perspektywy czasu wiemy, że życie na wsi jest tym czego szukaliśmy – podkreśla Szymon.
Na co dzień Jagoda wciela się w rolę kosmetyczki w gabinecie „Gracja”, a Szymon prowadzi własną działalność w głową w chmurach, a nawet nad nimi. I to dosłownie, ponieważ to pracownik wysokościowy. W przypadku witkowianki codzienna metamorfoza nie jest niczym nowym.
– Rano wstaję i zaczynam oprzątać konie. Po wszystkim wracam do domu, robię się na błysk i jadę do salonu kosmetycznego, w którym pracuję. Późnym popołudniem ponownie poświęcam się stajni. To pozytywne szaleństwo, które wciąga. Odpoczynkowi oddajemy się w niedzielę. To dzień tylko dla nas – opowiada.
Pasja naszych rozmówców udziela się także licznej grupie kursantów, którzy trafili pod skrzydła popularnej Jadzi – tak w pieszczotliwy sposób Jagodę nazywa jej mąż. Z lekcji korzystają u niej zarówno dzieci, jaki i dorośli. Jedną z takich osób jest Paulina, dla której wizyta w urokliwej stajni w Chłądowie jest formą relaksu po 8 godzinach pracy.
– To przepiękne miejsce. Uwielbiam przyjeżdżać tu zwłaszcza wieczorem. Żartuję sobie, że w przyszłości również postawię tu dom. Mam tą przyjemność uczestniczyć w lekcjach prowadzonych przez Jagodę. To bardzo dobra nauczycielka. Ma nie tylko wiedzę dotyczącą koni i jazdy, ale przede wszystkim dar do jej przekazywania. Jest przy tym wyrozumiała – nawet jeśli coś mi nie idzie, jako początkującej w tej dziedzinie – komplementuje.
Jaki koń, taki właściciel
Obecnie ich stajnia to dom dla 4 koni – w tym 2 w ramach tzw. pensjonatu. Szefowa stajni to Siwa (rasa małopolska) i jej kompani: Kuba (konik polski), Ice Lady (pseudonim Lodzia) i najmłodszy z tego grona, 8-miesięczny źrebak Draumur (koń fiordzki). Ostatni należy do przyjaciółki Jagody – Anity Pieczyńskiej, która wspiera ją i pomaga od pierwszych dni funkcjonowania stajni.
– Koń jest odzwierciedleniem jeźdźca. Jeśli ten będzie zdenerwowany, to koń to wyczuje. Są przy tym niesamowitymi spryciarzami, dążąc do własnej wygody. Jeśli coś jest dla nich niewygodne, to od tego uciekają. To zwierzę, które należy nazwać dobrym kompanem. Możemy traktować go jak przyjaciela, ale nie zapominajmy o tym, że to wciąż zwierzę – i to często bardzo duże. Zarówno koń, jak i jeździec mają strefę własnego komfortu i należy trzymać się niewidocznej granicy. Dlatego bardzo ważna jest komunikacja przez gesty, mowa ciała, a nawet ton głosu – opowiada Jagoda o relacjach koń-człowiek.
W sferze ich marzeń i planów pozostaje powiększenie stadniny o kolejne konie. Wszystko to przy jednoczesnym zachowaniu unikalności tego miejsca, broniąc się przed komercją, która jest częstym zjawiskiem w stadninach, czy szkółkach jeździeckich.
– To właśnie atut tego miejsca. Tutaj nie patrzy się na zegarek. Lekcje trwają często dłużej niż regulaminowy czas. Kontakt z kursantami jest znakomity. Nikt nie traktuje tu nauki jak obowiązku – zauważa kursantka Paulina.
Historia Jagody i Szymona pokazuje, że warto ryzykować i realizować życiowe cele. To one owocują marzeniami, które pewnego dnia się ziszczą. A wszystko to w towarzystwie kochającej osoby…